Etykiety

niedziela, 30 lipca 2023

BALI | Ubud dzień 1-2

Na Bali lecimy liniami Emirates z przesiadką w Dosze. Podróż zajmuje nam ok. 17h i trzeba przyznać jest dość męcząca. Aby dostać się z lotniska do Ubud, które wybraliśmy na pierwsze dni pobytu na Bali można złapać taksówkę lub zamówić przejazd w aplikacji (Gojek, Grab), jednak ze względu na późną godzinę przylotu woleliśmy zabezpieczyć się wcześniej i skorzystać w transferu, który proponuje hotel.

 Po godzinie docieramy do hotelu Beehouse Dijiwa Ubud. Jest 2 w nocy ale udaje nam się coś jeszcze zjeść i uciekamy spać.

Kolejnego dnia zrywam się z samego rana, po przespaniu niecałych 3h, żeby zobaczyć wschód słońca i przede wszystkim Bali za dnia. To co widzę przewyższa moje wyobrażenie o tym miejscu. Cudowny wschód słońca, z widokiem na pole ryżowe i wulkan Agung, jest bajecznie.

Do 15 dajemy sobie czas na odpoczynek. Pływamy w basenie, jemy śniadanie, relaksujemy się po podróży, aż w końcu uznajemy, że czas działać. Zamierzamy zobaczyć Bali podróżując skuterem i przemieszczając się po różnych rejonach wyspy. W związku z tym naszą misją na dzisiaj jest wypożyczenie skutera. Na początek wypożyczamy pojazd na 2 dni z hotelu, żeby się rozeznać jakie są ceny na mieście, w jakim stanie są skutery i ocenić co nam będzie najbardziej pasowało.

Po załatwieniu skutera, ruszamy do centrum Ubud. Powiedzieć, że jest to traumatyczne przeżycie, to jak nic nie powiedzieć. Szalony ruch, do tego lewostronny, raczej z umownymi zasadami ruchu, niż rzeczywiście funkcjonującymi. To moja druga w życiu przejażdżka jednośladem i zdecydowanie wywołująca mocne lęki. Jest to ciężkie przeżycie, przeznaczone dla osób o mocnych nerwach.

Jedziemy coś zjeść, wybór pada na knajpkę Sun Sun Warung. Bardzo klimatyczne miejsce, znajdujące się wewnątrz podwórka, przypominające (z resztą jak się okaże jak wszystko na Bali) małą świątynię. Zamawiamy spring rolls do podziału, dla mnie warzywa z kurczakiem i ryżem, dla Maćka kaczka. Za przystawkę, dwa dania główne, wodę i colę płacimy 17 500 rupii, czyli ok. 50 zł.

Po jedzeniu idziemy powłóczyć się po centrum Ubud. Na razie to nasze zwiedzanie jest bez ładu i składu. Nie wiemy gdzie pójść, tłum i hałas jest przytłaczający, dość ciężko jest się do tego przyzwyczaić. Wypijamy kokosa, załatwiamy internet i wracamy do domu trochę odetchnąć.

Krzątamy się jeszcze chwilę, kąpiemy w basenie. Z jednej strony chce nam się spać, z drugiej cały czas trzyma nas polska strefa czasowa, z trzeciej wiemy, że powinniśmy się porządnie wyspać. Koniec, końców o 2 w nocy zamawiamy jedzenie na dowóz (są tutaj dwie aplikacje: Gojek - trochę jak Uber i Grab - przypominający Bolta, przez obydwie można zamówić przejazd oraz jedzenie). Nie do końca wiedzieliśmy co zamawiamy ale dostaliśmy pyszne dim sum z krewetkami, pierożki z kurczakiem i coś jak owsianka tylko z ryżu, z kurczakiem i kolendrą, cudowna ulga dla brzucha. I tak kończymy dzień, a właściwie zaczęliśmy kolejny.