Etykiety

sobota, 28 lutego 2015

Tropem Wilczym. Bieg Pamięci Żołnierzy Wyklętych - pakiet startowy.


W pakiecie:
- koszulka
- numer startowy
- chip zwrotny
- agrafki
- worek depozytowy + numer
- opaska odblaskowa
- przepiękne materiały informacyjne o Żołnierzach Wyklętych wydane przez IPN (karty opisujące poszczególnych żołnierzy, plakat)
- ulotki (IPN, Muzeum Powstania Warszawskiego)
- tygodni wSieci

Będę biega z Inką na piersi, a więc o bohaterce słów kilka:

Inka, to Danuta Siedzikówna (1928-1946), sanitariuszka 5. Brygady Wileńskiej. 
W czasie wojny straciła oboje rodziców - ojciec deportowany przez Sowietów, zmarł jako żołnierz Armii Andersa, matka rozstrzelana przez Niemców za udział w konspiracji AK.
Mając 15 lat została zaprzysiężona do AK, działała w ośrodku Hajnówka - Białowieża. Aresztowana przez UB w czerwcu 1945r. Zbiegła z konwoju podczas ataku AK "Konusa" i z tym oddziałem dołączyła do 5. Brygady Wileńskiej. Służyła jako sanitariuszka i łączniczka. W 1946r., w czasie wyprawy po materiały opatrunkowe, została aresztowana przez UB. Podczas śledztwa była bita i poniżana. Skazana przez komunistyczny sąd na karę śmierci 3/08/1946r., egzekucję wykonano tuż przed jej 18. urodzinami 28/08/1946r. Miejsce pochówku Inki zostało przez UB utajone.

niedziela, 22 lutego 2015

Pędzą konie po betonie...


Ostatnio u mnie nie jest najlepiej, z jednego doła przechodzę w kolejny z niesamowitą sprawnością. Zawsze zastanawiam się czy w takiej sytuacji lepszym podsumowaniem jest: Jestem tylko człowiekiem, czy Jestem aż człowiekiem. Nie mniej ciężko w takiej sytuacji dbać o dietę, mieć motywację do treningów i podbijać swoje wyniki. Z trudem motywuję się do założenia butów (nie tylko tych biegowych), jednak gdy już uda mi się to zrobić nigdy nie żałuję.

Jak praktycznie co weekend wyruszyłam do lasu na 10km. Powoli zaczynam zastanawiać się nad zwiększaniem tego dystansu, dzisiaj moje myśli nieśmiało dotknęły 15km jak zawsze uznałam zobaczymy jak będzie w trakcie. Po kilometrze wiedziałam, że łatwo nie jest jednak nie przez brak formy, a błoto. Straszliwe błoto! Nogi rozjeżdżały mi się po każdym kroku, na pewno każdy z Was biegał kiedyś po piasku na plaży, oj nie jest to łatwe! A więc po takim "piasku" biegłam. Najpierw 5km, dobiegłam w okolice polanki i przypomniało mi się, że w lesie jest mój Tata na rowerze. Zadzwoniłam do niego bo potrzebowałam przerwy, podjechał ze znajomymi i poszliśmy na piwko. Przemiłe towarzystwo! Trochę pogadaliśmy o podróżach i jak zawsze w okolicach lutego i marca obudziła się we mnie chęć ucieczki. Do tej pory rok rocznie łagodzona podróżą w nieznane. Chociaż na 3-4 dni. Chociaż nad morze... Bardzo mi brakuje, bardzo potrzebuję.

Posiedzieli, pogadali, wypili i czas wracać. Kolejne 5km w drodze powrotnej. Dycha zrobiona, może i trochę oszukana ale wierzcie mi nie jeden by się cofnął po pierwszym kilometrze.





czwartek, 19 lutego 2015

Miałam sen!


Parafrazując, a może i powtarzając za Martinem: "Miałam sen...". Po lekturze "Maratończyka" śniło mi się, że tak jak on, płynęłam łykając kilometr za kilometrem i tak 12, 13, 20, 25km. Sen to był piękny ale gdy poszłam po nim biegać uznałam, że zdecydowanie nie łykam i nie kilometr po kilometrze tylko wymęczam metr po metrze. Lekko przybita zapomniałam o śnie cudownym, aż do dzisiaj.

Cały dzień trzymałam w miarę poprawną dieta, dodatkowo wiedziałam że dzisiaj choćby nie wiem co muszę pójść pobiegać. Plan był taki, nie przyspieszam bez sensu, tylko szuram sobie spokojnie moim tempem bez żadnych napin. 10/1min x 4, a potem zobaczymy, mogę wracać ale jak będę miała siłę na więcej to robię więcej (w głowie nieśmiało migotało mi 10km).

Nie powiem, że w każdym momencie było idealnie ale całość - na prawdę świetna! Żadnej kolki, żadnego odpuszczania, 10km - 10/1min, do tego całkiem równe. 10km nie takie proste po sporo pod górkę (góreczkę niedużą, to nawet nie górka ale nie po płaskim całkowicie), oczywiście mniej z górki (jak to zawsze). No na prawdę super! A więc wniosek - czasem warto odpuścić!

Moje dzisiajesze superfood, to serek wiejski light z papryką, połówką awokado i plastrem czerwonej cebuli. Super, pycha, polecam, buźka, pa!

środa, 18 lutego 2015

Ech..., jak żyć...


Rano wstałam z nastawieniem - dzisiaj biegam. 25km do soboty, a sobotę lub niedzielę dycha ponad plan. Wracając do domu już nie miałam takiego dobrego planu w szczególności, że biodro i kolano po całym dniu dawały się bardzo mocno we znaki. Wróciłam po 15min dodzwoniłam się do ortopedy (ma się ten lux-med! :D) i zapisałam. Jak idę do lekarza, to na prawdę nie jest dobrze.

Postanowiłam, że najważniejsze zdrowie dzisiaj nie idę biegać, Marcel w domu to spędzimy miły wieczór. Marcel dał mi jedno piwko, potem drugie w międzyczasie zaserwował pizzę. I jak już się opiłam i obżarłam zapytał czy może wyjść na piłkę. No to po co ja się obżerałam i opijałam trzeba było iść biegać jak mam sama siedzieć. Ech...

Biegać już nie mogłam pójść no bo tym piwie i pizzy to ciężko ale uznałam, że zrobię sobie core stability dla beginnersów. Jak postanowiłam tak zrobiłam. Bardzo fajny program na poziomie podstawowym ale pozwala się lekko spocić. Nawet przy trzecim powtórzeniu mięśnie zaczęły mi się lekko trząść przy niektórych ćwiczeniach.

Mega polecam tym co nie ćwiczą jako fajny start, a tym co już ćwiczą jako fajny czterdziestominutowy chill.

wtorek, 17 lutego 2015

Wtorkowa szóstka

6km na popracowym wkurzeniu. Bardzo chciałam pobiec 6:30min/km, przywaliłam pierwszy kilometr (zawsze w emocjach popracowych robię go głupio i za szybko) i wysiadłam. Do tego doszła kolka poobiadowa no i masz Ci babo placek. Na końcówce zaczęłam walczyć o zejście poniżej 7min/km, niestety się nie udało. :( Jak zawsze pierwsze 3km ciężkie ostatnie dwa cudowne. :) Emocje złe zeszły, same plusy.

Selfie z windy brak bo weszłam po schodach - a co! Szóste piętro więc jest się czym chwalić.


Aaaa i na kolano nabyłam takie ustrojstwo i jakoś idzie.

niedziela, 15 lutego 2015

On the Run PGE v2


Na drugą edycję On the Run nie udało mi się zapisać. Miejsca rozeszły się podobno w ciągu godziny, w związku z tym, że ruszyły w środku tygodnia o 12, każda osoba normalnie pracująca nie miała nawet szans żeby stanąć w walce o pakiet startowy. Nie mniej PGE zrobiło kilka konkursów, w części wygrywali wszyscy, którzy w ogóle wzięli udział więc udało mi się zdobyć dwa pakiety startowe o czym pisałam już tutaj (klick).

Bieg znowu super zorganizowany. Różnice między pierwszą edycją, a drugą? Wydaje mi się, że lepiej oświetlona, a właściwie doświetlona trasa. Ponadto posiłek regeneracyjny, którego wcześniej nie było, chyba przygotowany przez Belveder. Makaron, a nie klasyczna grochówka, bardzo fajnie. :) Medale mimo obaw inne niż z pierwszej edycji i do tego z datą. :)

Minusy? Wcześniej bardzo mi się podobało to, że po przybiegnięciu na metę od razu dostałam koc, napój, medal. Tym razem musiałam stanąć w kolejce do namiotu, w międzyczasie dostałam medal do ręki, a nie na szyję od nadętej hostessy. Szczegóły na prawdę szczegóły, całość znowu genialna, świetnie zorganizowana, na bogato. Czekam z utęsknieniem na kolejną edycję!

 


 

On the Run PGE v2 - pakiet startowy


To już druga edycja, tym razem walentynkowa.

W pakiecie:
- koszulka (tym razem można było wybrać rozmiar)
- czołówka (hmm, myślałam że osoby, które dostały już czołówkę tym razem jej nie dostaną, może coś innego, a tutaj znowu czołówka)
- numer startowy
- agrafki
- worek

On the Run PGE


Przy okazji drugiej części On the Run PGE, zauważyłam że nie opisałam pierwszej tak być nie może, nadrabiam zaległości.

On the Run PGE, to nocny bieg po Łazienkach Królewskich. Pakiet był bardzo fajny (klick) w szczególności czołówka, która okazała się nie tylko gadżetem, a koniecznością podczas przemierzania ciemnych alejek.

Cały bieg - rewelacja! Troszkę męczące jest bieganie po nierównym terenie, po ciemku ale dla samego finiszu było warto. Przybijanie piątek, od razu ktoś o mnie zadbał, dostałam pelerynkę żeby nie marznąć, od razu medal na szyję, izotonik do ręki, gratulacje! Chwile potem ktoś proponował gorącą czekoladę. Mnóstwo fotografów, w trakcie biegu, na starcie, na mecie. No na prawdę czułam się jak gwiazda!

Super, super, super! Jak na razie chyba najfajniejszy bieg!

Biegi mają być co miesiąc na pewno na kolejny będę się zapisywać!



I Walentynkowy Bieg Parami w Młochowie


Wybór nie był prosty, Walentynkowych biegów naroiło się od cholery do tego z każdym dniem przybywało coraz więcej. W pierwszej kolejności mój wybór padł na Walentynki w Skaryszaku ale wkurzyłam się na nich. Ciężko było się zapisać tzn. muszą być zapisane 2 osoby, a formularz jest dla jednej. Najpierw zapisałam się w ten sposób, potem próbowałam się zapisać jako drużyna, dostałam potwierdzenie zapisu ale przez 2 tygodnie nie pojawiłam się na liście. Ponadto 40zł od osoby za start. Minął termin zapisów z obniżoną opłatą nic się nie zmieniło, więc wybrałam inny bieg ale jaki nie do końca wiedziałam. Na stronie z kalendarzem biegowym były dwa biegi jeden z Młochowie (4 km) drugi w Grodzisku (5 km). Wybierając jeden i drugi przekierowanie jest na tę samą stronę. Ok wybieram opcję, żeby się zapisać i pojawia się formularz do 5 km w Grodzisku, wpisuję sobie spokojnie dane sialalala i pokazuje mi, że zapisałam się na bieg w Młochowie 4 km. Pojechaliśmy do Młochowa.

Pojechaliśmy wcześniej, żeby odebrać pakiety (klick) okazało się, że dużo za wcześnie bałam się kolejek a tam żywej duszy nie było. No to żeby nie siedzieć w samochodzie bez sensu pojechalismy na stację na kawę i zapiekankę. Hehe, oczywiście przed wyjściem zrobiłam nam zdrowe śniadanie biegacza - bułeczka z miodem, bo lekko i dużo energii no ale trudno i tak zagryźliśmy zapieksem. Wypili, pojedli i wrócili.


Przebraliśmy się, czas na rozgrzewkę. Trochę pomachałam kończynami, Marcel rozgrzewka - nie, bo się zmęczy. Próbuję zrobić lekki truchcik, a tu zonk! Nie mogę! 3 kroki i ból tak silny, że nie jestem w stanie zrobić żadnego następnego. No to rozgrzewam dalej to kolano, powtarzam i to samo. Rozgrzewam dalej, powtarzam próbę truchtu, ani kroku dalej. No to pięknie - nie pobiegniemy. Walczyłam dalej z tym kolanem, wystrzeliło, ruszyliśmy. Chyba emocje wzięły górę bo kolano jakby zaczęło lepiej współpracować.

Trasa przepiękna i bardzo dobrze oznaczona, tu drzewka, tam alejki, tu nagle piękny staw, no pięknie. Dwa kółka po parku. Na mecie muzyka, gratulacje, medal, była moc!!!

Co do organizatora miałam wątpliwości, które spotęgowały się gdy zobaczyłam jak wykonany jest numer startowy i tę jedną nieszczęsną butelkę wody ale i tak było super!

Aaaa, najważniejsze, nasz numer startowy to "69"..., w Walentynki..., if ju noł ło aj min :D :D :D.


Na starcie spotkaliśmy znajome Walentynki, strasznie miło. :) 


Biegliśmy związani wstążeczką - fajowoooo!!!


Pobiegliśmy jak dzicy, Marcelucha mnie zaskoczył czas 7:04 :D








Jak sprawić, żeby Narzeczony rzucił Cię w Walentynki?


Trochę z opóźnieniem bo już po wszystkim i pisałam o tym na fb ale dla jasności.

Jak sprawić, żeby Narzeczony rzucił Cię w Walentynki?

Wbrew pozorom nie jest to trudne. Plan był taki. Rano biegnę z Marcelem w Młochowie, specjalnie wybrałam bieg z najmniejszym dystansem - 4km, związani czerwoną wstążeczką, srety-o rety, wierząc, że Marcel sobie poradzi. Wieczorem On The Run, już sama ewentualnie Marcel w roli kibica. Niestety miejsca na On the Run rozeszły się w ciągu godziny, straciłam nadzieję na udział w tym biegu. Już się z tym pogodziłam, trudno. Aż tu nagle PGE zrobiło konkurs, do wygrania pakiety, trzeba było wstawić swoje zdjęcie z drugą połówką kreatywne, pozytywne, itd. Nie miałam nic do stracenia - wstawiłam i dzisiaj dostałam wiadomość - wygrałaś dwa pakiety startowe na On the Run PGE. DWA! Dla mnie i tej drugiej połówki ze zdjęcia. Biegniecie RAZEM! A więc mój Marcelek, którego kontakt ze sportem odbywa się za pośrednictwem telewizora ma pokonać jednego dnia 9km. Biegiem. Chyba musi mnie kochać. Chyba musi.

Nie wiem, na prawdę nie mam pojęcia co muszę wymyślić, żeby się jakoś zrehabilitować. Chyba będę musiała być kibicem na wędkarskim grand prix.

Jeśli ktoś przebije mój sposób na Walentynki, stawiam piwo.

sobota, 14 lutego 2015

I Walentynkowy Bieg Parami - pakiet startowy


Pakiecik odebrany dzisiaj przed zawodami. Bieg na 4km, w pięknym Zespole Pałacowo - Parkowym w Młochowie. Koszt biegu, to 40zł za dwie osoby.

W pakiecie:
- koszulka (a dokładnie dwie)
- numer startowy - jeden wspólny
- wstążeczka do związania się
- agrafki
- woda 0,5l (to chyba niespodzianka od organizatora o której była mowa w regulaminie)
- chip zwrotny

Cena niska, uznałabym że pakiet ciekawszy gdyby w pakiecie były chociaż dwie wody. Ale i tak fajnie, że była.

niedziela, 1 lutego 2015

Biegam Bo Lubię Lasy ZIMĄ

Oj czułam, że będzie dobrze, czułam. :) Jeden z najfajniejszych biegów na jakim do tej pory byłam (ciągle PGE oceniam bardzo wysoko i nie wiem, który był lepszy, uznajmy że każdy w swojej kategorii). :)

No to zaczęło się tak. Wstałam dość wcześnie i pojechałam do Zimnych Dołów w nadleśnictwie Chojnów, a tam miała być piąteczka. Nogi bolały i nie odpoczęły po wedlowskiej piątce więc od razu sobie założyłam, że biegnę na spokojnie. Nawet gdybym miała być ostatnia z nikim nie będę się ścigać. 

Gdy przyjechałam na miejsce było jeszcze bardzo mało osób więc spokojnie mogłam podziwiać piękne, na prawdę piękne widoki. Słońce, śnieg, drzewa na prawdę cudownie idealny poranek. Potem pojawili się chłopaki, pokręciliśmy się trochę, śmieszna rozgrzewka i poszliśmy na start. Najpierw puścili 10km, potem było jakieś zamieszanie i chyba chcieli wypuścić kijki ale jednak ktoś się zrehabilitował i ustawił piątkowiczów  w pozornych strefach startowych - poszło!

A na trasie raz lód, raz błoto, raz śnieg, momentami szalenie nierówno nawet w którymś momencie musiałam iść bo bałam się o swoje nogi. Tak czy siak po pierwszym kilometrze nie wiem czy to przez nierówności, czy zmęczenie po wczorajszym dniu zaczęło mnie tak straszliwie boleć kolano, że zaczęłam się zastanawiać czy nie wrócić i zrezygnować. Bałam się o kontuzję w szczególności, że te moje stawy nie są ani silne, ani elastyczne. Jednak poleciałam dalej, starałam się odciążać tę nogę i w efekcie po drugim kilometrze zaczęła mnie boleć kostka w drugiej nodze. Echh... umęczyłam się strasznie, nie miałam już w sobie w ogóle ducha walki. Nierówno, sporo pod górkę ślisko, jednak przywykłam do w miarę płaskich i równych biegów. Do tego kilometry były przeciągnięte i bałam się że całość będzie dłuższa niż 5km. Endo krzyczy do mnie, że już 4,5km a więc czas na ładne finiszowanie, a ja dopiero mijam czwarty kilometr jako, że byłam w lesie a endo nie zawsze pokazuje zgodnie z rzeczywistością, zaufałam oznaczeniom na trasie, myślę sobie jeszcze pół kilometra i przyspieszam. No to wytruchtałam te pół kilometra i nagle wpadłam na metę. W sumie nie widziałam czy to już koniec czy powinnam pobiec jeszcze gdzieś dalej no bo przecież jeszcze pół kilometra ale okazało się, że to koniec. O moim czasie nie będę tutaj wspominać, nie ma czym się chwalić. :)

Medal, woda. I niestety oddać numer startowy :( i chipa. Poszłam ubrać coś ciepłego, a potem grochóweczka (jaka pyszna, jeszcze na żadnych zawodach nie było tak dobrej grochówki), kiełbasa z ogniska, herbata. No na prawdę fantastycznie! Brawo dla organizatorów. Było wszystko. Parking też duży dla każdego starczyło miejsca, Panowie ze straży leśnej cierpliwie kierowali wszystkich w odpowiednie miejsce, na prawdę super! Chyba wszystkim udzieliła się atmosfera, ludzie przemili, zagadywali jak nigdy, wspólne żarty, żarciki, podśmiechujki. Jeszcze raz powiem było REWELACYJNIE! Gdyby ten bieg był płatny chętnie zostawiłabym tam kilka złotówek. A no właśnie mimo tego, że bieg bezpłatny to i tak otrzymaliśmy fajny pakiecik.

Przede mną jeszcze Biegam Bo Lubię Lasy WIOSNA, LATO, JESIEŃ, mam nadzieję, że zaliczę cały cykl. :)

Buźka!