Etykiety

niedziela, 29 marca 2015

Plan treningowy kwiecień

Plan na kwiecień brzmiał 10 km poniżej 60min. Przygotowałam sobie specjalny plan treningowy już go chciałam tutaj wrzucać ale tak straszliwie pozazdrościłam dzisiaj wszystkim Półmaratonu Warszawskiego, że plany musiałam zmienić.

Oczywiście ogromne gratulacje dla wszystkich, którzy dzisiaj biegli. Zazdraszczam i podziwiam! Szczególne gratki dla RR Runnersów, biegli wszyscy i Ci co widziałam, że ukończyli, to z mega czasami! Jesteście wielcy! :):):)

No dobra to tyle z wtrąceń jak łatwo się domyślić plan treningowy zmieniam na przygotowanie do półmaratonu. 21,0975km w 2:15. Plan jest ciężki i będzie stanowił dla mnie ogromne wyzwanie. teraz przebiegami 25km tygodniowo, plan wrzuca mnie na ok. 40km tygodniowo. Dodatkowo nigdy nie biegłam ciągiem 30-40min, tutaj będę musiała to zrobić. Leżę i  rozkminiam jak to zrobić ale z drugiej strony jestem przekonana, że jestem w stanie to zrobić, jeśli tylko głowa nie wysiądzie, to dam radę.

No dobra nie pozostaje mi nic innego jak wybiegać 10km, które mi zostały do marcowej stówy, zamawiać TomToma i jedziemy z tym koksem! :)

Plan pochodzi z www:http://www.szmajchel.naszebieganie.pl

czwartek, 26 marca 2015

Spocony człowiek, to szczęśliwy człowiek!


Oooo, tak! Tego mi było trzeba!

Początek z betonowymi nogami, po 3km coraz lepiej i z każdym kilometrem coraz cudowniej. Na chyba siódmym kilometrze gdy już nie miałam zupełnie siły dostałam ataku endorfinowego. Zaczęłam się szczerzyć jak głupia i szczerzyłam przez kolejne 2 kilometry. Momentami nawet miałam ataki śmiechu, taki trochę zespół Touretta tylko bez przeklinania. No ogólnie fantastycznie!

Jaram się, jaram się, jaram się bo coraz częściej jestem na granicy 7min/km, dzisiaj 7min:01s zabrakło 21s do złamania siódemki (sic!)! Może postanowienie marcowe o tym, że każdy bieg ma być poniżej 7min/s nie do końca będzie dotrzymane ale jest postęp i to całkiem fajny, więc jaram się, jaram się, jaram się!

Do zaplanowanej stówy brakuje mi już tylko 10km, więc coś czuje, że w kwietniu będę biegała z TomTomem. :D No i chyba w kwietniu rozpoczynam mój morderczy plan treningowy pod tytułem 10km poniżej 60min ale o tym później. 



Buźka! Make love not war! ;) if ju noł ło aj min :D

wtorek, 24 marca 2015

Wracam do gry!


Oj ten miesiąc był znowu ciężki. Klepałam kilometry bez miłości i namiętności w końcu powoli przestawałam widzieć sens w bieganiu. Nie wiem czy zbyt wysokie cele sobie narzuciłam czy w czym był problem w każdym razie wszystko zmieniło się dzisiaj. 

Poszłam na 5km, pierwszy kilometr przywaliłam. Drugi utrzymałam. Trzeci (mój kryzysowy okropny trzeci!) prułam dalej! Na czwarty i piąty już nie miałam siły ale zobaczyłam, że jest szansa na dobry czas, więc choćbym miała skończyć na kolanach rzygają w krzakach nie mogłam odpuścić. Czwarty utrzymałam i tutaj co? Jak się mocno zepnę będzie rekord, ten rekord nie do pobicia z Parku Skaryszewskiego z Wedla musiałam o to powalczyć. Biegłam płacząc i skręcając się z bólu, jednocześnie nie mogłam przestać się śmiać. Dobiegłam - jest rekordddddd!!!!!! REKORD!!! Na koniec rundka zwycięzcy wokół bloku i zamknęłam na 6km z średnim czasem 6:25min/km.  Wow! Kocham to uczucie: mogę wszystko!

A tak poza tym, to dzisiaj zrobiłam swój setny trening biegowy! Poświęciłam na to dwa dni i 18h, przebiegłam 520,5km ze średnim czasem 7m:36s, spaliłam 42 690kcal! To, że czas i tak minie okazało się najprawdziwszą prawdę, a więc jeśli ktokolwiek się zastanawia niech przestanie i do dzieła, i tak minie.

Back in the game! Niech moc będzie z Wami!

P.S. Prułam tak szybko, że nawet endo nie zdążyło sklasyfikować mi tego biegu jako rekord na 5km. Nie wiem jak sobie z tym poradzę no ale trudno jakoś będę musiała.



sobota, 21 marca 2015

On the Run PGE v3



Trzeba zacząć od tego, że w czwartek gdy odbywało się PGE byłam padnięta. Nie wiedziałam jak się nazywam do tego był to drugi dzień gdzie jedyne co byłam w stanie zjeść to jogurt i banan (schudnąć w 2 dni 3 kilo - można!). Nawet zaczęłam się zastanawiać, czy nie zrezygnować. Z drugiej strony tak walczyłam o miejsce (w ciągu 10 min lista startowa się zapełniła i zamknęła) - nie poddaję się!

Pojechałam do Łazienek na miejscu spotkałam Piotrka, chwilę później Pawła z żoną. Szybko poszło ruszyliśmy.

Co tu dużo pisać - jak zawsze fantastycznie. To już standard, za pewniaka można brać, że będzie super. Tym razem małe zmiany, więc fajne zaskoczenie. Zmiana w pakiecie startowym o czym było tutaj (klick), zmiana trasy. Chcąc uczcić urodziny Chopina organizatorzy przekierowali bieg pod pomnik. Może nie dla wszystkich miłym zaskoczeniem był 0,5km podbieg na pierwszym kilometrze ale przynajmniej dobrze rozgrzał. Gdy już wbiegliśmy, na górze pod pomnikiem siedział Pan. Pan siedział przy białym fortepianie i grał Chopina! Jak nie kochać tego miasta! Gęba zaczęła mi się śmiać i chciałam tam zostać jeszcze chwilę nawet zdaje się, że na chwilkę przystanęłam.

Po chwili piękny zbieg. Trochę niebezpieczny bo szybki i nierówny, kilka osób dobrze wyrżnęło, ja szczęśliwie dotarłam na dół bez szwanku. Biegnę dalej, czuję że mam dobre tempo, nogi ślicznie sprężynują, no płynę po prostu. Cudo! Dobiegam do trzeciego kilometra, a Endo mi mówi przebiegłaś 1 km w 19m:55s. Jak to?! Ja tu płynę, sprężynuję, na rekord lecę, a on mi że pierwszy kilometr?! No i to mnie wybiło kompletnie. Zaczęłam iść, próbowałam dowiedzieć się od Endo dlaczego mi to robi, nie udało nam się dogadać. Po jakiś 3 minutach wpadłam na genialną myśl. Przecież, to są zawody i mam przyczepiony chip! Więc dostanę informację na temat czasu. W myślach wyklinając Endo, ruszyłam. Za powolne myślenie zawsze trzeba zapłacić więc rekordu nie było, zabrakło mi 43s. Tak czy siak jestem z siebie zadowolona, tempo 6:38min/km do tego z takim podbiegiem, kilkusekundowym postojem i 3 minutową próbą wyprodukowania genialnego pomysłu - mogę sobie sama pogratulować.

Na macie folia, izotonik (znowu inny, w fajnym bidonie ale tak słodki, że niestety nie do przejścia), medal. Udało mi się odnaleźć ekipę, dostałam od Piotrka makaron (brawo dla PGE znowu był posiłek regeneracyjny, tym razem kluchy z pesto). Chwilę postaliśmy, kilka fotek. Nie było jednak z nami mistrza fotek z łapy więc wyszły bez większego polotu. ;) No i to by było na tyle zrobiło się strasznie zimno, szybko zawinęliśmy się do domu.
Buźka!