To był dobry miesiąc! Wyluzowałam, odpuściłam klepanie kilometrów, zmniejszyłam ilość treningów. Nie brzmi, to jak najlepszy plan treningowy, a jednak! Widać czasem warto przystanąć, zebrać siły i ruszyć ze zdwojoną mocą.
A więc początek kwietnia, to odpoczynek. Do 11/04 wybiegałam tylko 17km do tego w dość wolnym tempie. Ale potem, co się działo!
12/04 to BBL Lasy i starcie z trasą, która mnie ostatnio kompletnie pokonała. Tym razem wygrałam, poprawiając swój czas o ok. 4min, wow! Jednak bieganie po górkach, pagórkach i pod wiatr dało efekty.
Potem kilka treningów w zakresie 6-7km wszystkie poniżej 7min/km, kolejny efekt marcowych treningów. Oczywiście pojawiało się trochę frustracji dlaczego nie mogę więcej, szybciej, dalej ale i tak bieganie poniżej siódemki dawało kopa. Zakończenie tygodnia ogromną frustracją i wypluciem płuc szczęśliwie wciąż poniżej siódemki.
No i teraz najlepszy tydzień ever! Początek, to moje pierwsze 15km! Nie wiem kiedy byłam tak szczęśliwa jak wtedy, żyłam tymi 15km przez kilka dobrych dni! Dostałam mega kopa i wiarę, że jestem w stanie na koniec czerwca przebiec półmaraton. Pojawił się pomysł, chłopaki wsparli, zapisałam się.
Potem kolejny bieg to On the Run PGE. Mega bieg i mega życiówka. Praktycznie cały dystans biegiem co nigdy wcześniej mi nie zdarzyło. Szybkie tempo, pełna sprawność, czystość myśli, kontrola ruchów. No cudowne to było. Czułam jakbym leciała, unosiłam się nad ziemią.
No i zakończenie tygodnia Orlen Warsaw Marathon, a dokładnie bieg na 10km. Tutaj też padł rekord. Świetny bieg, bardzo ciężki momentami ale też zaskoczyłam samą siebie, po prostu leciałam. Później zachwyt maratonem i pewność, że za rok 42km i 195m będą moje.
Tydzień genialny, nogi kręciły jak szalone. Gdy o nim wspominam buzia wciąż mi się śmieje, oczy świecą. Chcę jeszcze!
Zakończenie miesiąca, to pierwszy trening z planu przygotowującego mnie do półmaratonu. Powolne, długie szuranko. O tyle zapadło mi w pamięć, że nie miałam zupełnie czasu na ten trening jednak żeby nie odpuszczać poszłam na niego chwilę przez 24 i wróciłam ok 1:30 w nocy. Lał straszliwy deszcz, wiał obrzydliwy wiatr, nie było żywej duszy na ulicach. Tylko ja, ścieżka i ulewa. Po raz pierwszy w mojej głowie pojawiła się myśl: Bieganie daje wolność. Być może trochę patetyczna i przereklamowana ale tak wtedy prawdziwa, że dotknęła do żywego. Każdemu kto biega bądź będzie biegał szczerze życzę, żeby było im dane kiedyś spotkać się z tym uczuciem.
Tak wyglądał ten miesiąc, spokojnie mogę powiedzieć, że był bardzo udany. I do tego cudowny tydzień, którego długo nie zapomnę, a na pewno będę chciała powtórzyć!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz