Gdy wyjeżdżałam po raz pierwszy spakowałam wszystko. Naprawdę wszystko, nie przesadzam, byłam gotowa na każdą opcję z tych możliwych i niemożliwych, łącznie z kapeluszem z dużym rondem (łot da, łot da?! tak było).
Trzecim razem spakowałam się nazwijmy to optymalnie.
Za szóstym albo dwudziestym ósmym tak, że musiałam pożyczać majtki.
No bo tak z tymi wyjazdami, że im dłużej musisz nosić ten plecur albo ciągnąć rower z sakwami, to zarzekasz się na wszystko, w myślach poświęcasz swoją rodzinę, że kolejnym razem... I odciążasz, i odciążasz.
No dobrze ale po trzydziestym piątym razie masz wprawę w odciążaniu (chociaż na bank nie w pakowaniu, w tym jestem i obawiam się, że wiecznie będę - nogą) ale też wiesz, że bez umilaczy się nie obędzie. No nie. Podróżowanie, to najcudowniejsza rzecz na świecie ale są dni gdy jest wrzodem na dupie rozmiarów wszechświata i wtedy właśnie umilacze ratują życie.
Tak więc o czym nie można zapomnieć, i nie zapominać podczas odciążania?
Tak więc o czym nie można zapomnieć, i nie zapominać podczas odciążania?
1. SZAMECZKA
Lista podstawowa, to min. 2x szproty w pomidorach, 1x zupka chińska, snikersy, czekolada.
Ratuje życie. Rili biliw mi. Jedziesz albo idziesz, marzysz o czymś cieplutkim na brzuch zmęczony, a tu pustka żadnego sklepu o barze nie ma co myśleć, a żołądek już się brata z kręgosłupem, przykleił do niego. No ratuje życie i co więcej w ciągu ostatnich nie wiem ilu, załóżmy sześciu miesięcy, nie jadłam nic tak pysznego jak szprota. Na jakimś polu, pełnym zboża przy popołudniowym słońcu. Smakuje jak milion dolców nie oddam za nic.
2. PODUCHA
No dobrze może wydawać się dziwne ale... Na pierwsze wyjazdy brałam jaśka. Brzmi idealnie, kto nie kocha jaśka?! To tak jak nie lubić frytek. Jest Twój, pachnie Tobą, wygniotłeś go pod swój kształt i do tego jest na nim poszewka z dzieciństwa, którą Twoja Babcia uszyła lat temu 30. Brzmi jak milion dolców (egen?!), co najmniej.
No dobrze, nie oszukujmy się, jasiek jest słabo pakowalny, zajmuje dużo mniejsca, co więcej podczas jakiegoś przepaku lubi spaść na ziemię prosto w błoto, umorusać się cały.
To co rezygnować? Cztery razy zrezygnowałam. Dwa spałam na płasko, dwa wepchałam w pokrowiec po śpiworze brudne ciuchy. "Kark mnie napierdala (...) do tej pory (...)a na udach dostałem wysypki".
W końcu zakupiłam poduchę zwijalną podróżniczą, niestety dość ciężką ale wyczuwam szczęście swe, bez poduszki nie potrafię, nie ruszam się od dziś, polecam katarzyna kropka wolf.
3. POJEMNIKI
Gdyby był to katalog Ikei, zapewne znalazłabym się w kategorii: segregacja żywności. Naprawdę nigdy nie wpadłaby na pomysł, zabrania plastikowego pojemnika do sakwy, czy plecaka. Za dużo miejsca zajmuje, plastikowe to takie, no waży do tego. Po kilku wyjazdach to niezbędnik absolutny. Nie waży dużo, jak jest pusty można tam napakować skarpety, majtki, dobrze zwinięte bluzki. Nie zrobi różnicy. Ale ratuje życie.
Bo jak tego pomidora Ci się zachce, a dasz radę zjeść tylko pół, to co z nim? A ten pasztet podlaski wpół otwarty i nadjedzony to co? Serek topiony, nadgryziony ogórek z kiełbasą i ser żółty?
Raz, że nie wyrzucasz jedzenia. Dwa że Twoje jedyny dwie koszulki nie śmierdzą tą makrelą, trzy że nie są wymieszane z pomidorem.
Ratuje życie, ratuje. W najgorszym wypadku podczas ulewy ładujesz tam paszport, dowód, pieniądze i masz mały sejf.
***
***
W tym odcinku to byłoby na tyle ale jeszcze nie spakowaliśmy wszystkiego.
CiągDalszyNastąpi
P.s. Ale mam pięknie odmrożone paluchy na tym zdjęciu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz