Etykiety

sobota, 16 września 2023

BALI | Ubud dzień 3


Z samego rana wskakujemy na skuter i ruszamy zwiedzać Ubud. Niestety już na samym wstępie nasze plany trochę się krzyżują. Zwiedzanie Bali na skuterze, to było moje marzenie, nawet przez chwilę nie pomyślałam, że może okazać się to niemożliwe, a jednak… Po przejechaniu kilku metrów dostaję ataku paniki. Ruch jest przeogromny, zasady poruszania się umowne, znaki drogowe, to raczej wskazówki dla kierowców, niż zasady ruchu. Nie spodziewałam się takiej reakcji ze swojej strony ale po prostu nie jestem w stanie jechać, bo paraliżuje mnie strach. Po niecałym kilometrze zatrzymujemy się, robimy przerwę na wodę, udaje mi się trochę uspokoić. Po dłuższym czasie podejmujemy kolejną próbę jazdy, nie jest łatwo ale nie mam wyboru.

W pierwszej kolejności jedziemy do Ubud Palace (Puri Saren Agung Ubud), to kompleks zabytkowych budynków w samym sercu Ubud i jedna z najbardziej znanych atrakcji miasta. Wejście jest bezpłatne. Krzątamy się, patrzymy, robimy zdjęcia. Przez cały czas towarzyszy nam uczucie, że coś się dzieje. Wszyscy na ulicach, w pałacu, wszędzie gdzie się da, tkają dziwne ozdoby albo niosą już kupione (a raczej jadą z nimi na skuterze). Atmosfera jest jak przed naszymi świętami wielkanocnymi, czuć w powietrzu, że zbliża się coś ważnego, coś ciekawego.





Po zwiedzaniu robimy chwilę przerwy, idziemy na kokosa. Jeszcze przed wyjazdem postanowiliśmy, że będziemy wypijać jednego kokosa dziennie, codziennie.

Po przerwie kierujemy się do Saraswati Temple, czyli do świątyni jednej z trzech najważniejszych bogiń hinduskich. Wstęp tutaj jest również bezpłatny, jednak mamy duży problem ze znalezieniem wejścia. Po chwili zaczepia nas chłopaczek i prowadzi do właściwego miejsca (wejście znajduje się od głównej ulicy, a nie tak jak prowadzi google maps). Świątynia na zdjęciach wygląda zjawiskowo, w szczególności ze względu na ogromne stawy w których kwitną lotosy, nam niestety nie udaje się trafić na okres kwitnięcia więc widok jest trochę zubożały.





W kolejnych krokach kierujemy się do słynnego Ubud Market. Tak, to miejsce w którym była kręcona część scen z "Jedz, módl się, kochaj". Mam nadzieję na dorwanie jakiejś ślicznej, zwiewnej sukienki w stylu boho, jednak tutaj też spotyka mnie zaskoczenie. Po pierwsze bazarek jest w przebudowie, w związku z tym znaczna jego część jest wyłączona z użytkowania. A to co na nim pozostało, nie jest najwyższej jakości. Powtarzające się stoiska z łapaczami snów, bluzkami, drewnianymi ozdobami, wszystko jakby prosto sprowadzone z Chin - z pamiątek nici.




Jedziemy do Monkey Forest. Wejście kosztuje 80 000 rupii + 3 000 za parking (ok. 25 zł/osoba) i zdecydowanie warto tam pójść. Cudowne miejsce w środku Ubud, pozwalające odpocząć od zgiełku miasta. Przeogromne zielone przestrzenie, niesamowite ilości małpek, roślinność jak z baśni. Natomiast trzeba pamiętać o zachowaniu kilku zasad aby wycieczka nie zakończyła się niemiłym wspomnieniem. Przede wszystkim trzeba uważać na swoje rzeczy, a w szczególności te błyszczące jak np. butelka z wodą, czy kolczyki. Nie patrzeć małpom w oczy, nie biegać, oczywiście nie karmić zwierząt. Małpy, to małe złodziejaszki, które bardzo szybko mogą się zainteresować np. Twoimi okularami. Ostatnio czytałam historię dziewczyny, która nie chciała oddać małpie butelki z wodą i skończyła z kilkoma szwami na twarzy. Więc wszystko z rozsądkiem i rozwagą.





Gdy trochę schłodziliśmy się w cieniu Monkey Forest przyszedł czas na jedzenie. Naszym celem jest Sweet Orange Warung do którego prowadzi dość długa ale piękna trasa, wiodącą przez pola ryżowe. Po drodze zaliczamy kolejnego kokoska, spacerujemy nie wierząc oczom, warto przyjść tutaj choćby na spacer. 




W knajpie wybieramy na przystawkę zestaw balijskich przysmaków. Dodatkowo ja zamawiam gado-gado, czyli indonezyjską sałatkę z surowych i gotowanych na parze warzyw, jajek, ziemniaków, smażonego tofu, tempeh i lontongu, która jest podawana z sosem orzechowym. Maciek wybiera mie-gorange, czyli makaron stir-fry podawany z jajkiem. Może jedzenie nie było fantastyczne ale zdecydowanie warto było tu przyjść ze względu na piękną okolicę.





Po jedzeniu musimy szybko wracać do hotelu - zapisaliśmy się na masaż balijski. Oj, to było moje kolejne marzenie - masaż balijski na Bali. To jakieś cudo. Na początku panie przynoszą nam miski z kwiatami i wodą, w których moczymy nogi, potem krótki masaż stóp, a następnie zapraszają nas do altanki, w której rozpoczyna się masaż. Nie mam słów, żeby to opisać! Podczas masażu towarzyszy nam cudowny widok na wulkan Agung. Jakby czaru było mało zbliżała się burza, w oddali słyszymy pioruny, można odpłynąć.



Po masażu od razu padłam ale tylko na chwilę. Ustaliliśmy, że wieczorem wracamy do centrum Ubud na dobrego drinka. W półśnie zamawiam Graba i okazuje się, że po 5 minutach już czeka pod hotelem. Przejazd do centrum Ubud, kosztuje 10 zł. 

Potrzebujemy odpoczynku od lokalnego jedzenia, więc stawiamy na zachodnią kuchnię w Soul Bites Bali. Na Bali można zjeść w każdej cenie, za 2-3 zł w lokalnych knajpach jak i w cenach europejskich w knajpach zachodnich. Wybieramy tacosy i burgera, do tego pyszny drink z egzotycznymi owocami. Pycha!

Wracamy na piechotę, zaglądając po drodze do marketu, żeby zobaczyć co ciekawego, lokalnego można w nim kupić. Przed sklepem przy stoliku siedzi trzech panów, popijają piwko. Nie jedno, nie dwa, to zdecydowanie już kolejna butelka. Popatrzyliśmy, uśmiechnęliśmy się pod nosem, nieważne jaki kraj, każdy sklep ma swoich Kazików. Ruszamy w stronę domu. Idziemy, idziemy ale jest już późno, ciemno, chodnik masakrycznie nierówny, ja w klapkach, wszędzie biegają bezpańskie psy. Maciek stwierdza, że zamawiamy Graba. Żartujemy sobie, że przyjedzie jeden z tych panów spod sklepu. No i uważaj co wypowiadasz na głos, bo lokalizacja wskazuje, że nasz Grab rusza właśnie spod tego marketu. Po chwili jazdy zorientowaliśmy się, że nasz kierowca jest po prostu pijany. Myli drogę, przy wąskich przejazdach ma ewidentnie problem, nie potrafi wykręcić. Szczęśliwie, bezpiecznie dojeżdżamy do hotelu.

Lecimy spać, jutra czeka nas pobudka o 6 rano.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz