Etykiety

czwartek, 21 września 2023

BALI | Ubud dzień 4

 

Wstajemy o 6 żeby uniknąć tłumów i upałów, a do tego wrócić przed 14 do hotelu i nacieszyć się basenem. Śniadania są serwowane od 8, więc poprosiliśmy o spakowanie suchego prowiantu. Jedzenie czeka na nas o poranku, wszystko pięknie zapakowane. Wybieramy się w stronę Tagallalang, czyli najsłynniejszych tarasów ryżowych, a na pewno najsłynniejszych w okolicach Ubud. 

Po 20 minutach przepięknej trasy, docieramy na miejsce. Z ulicy ściąga nas Pan pokazując parking. Wyobrażałam sobie, że Tagallalang to jeden duży teren dostępny do zwiedzania, być może z jakąś bramką na której trzeba kupić bilet wstępu. Okazuje się, że można dostać się tam z prywatnych posesji. Pan pomaga wprowadzić nam skuter na parking, pytamy o cenę, mówi, że to jego dom i nic nie musimy płacić. Chcemy się odwdzięczyć więc zamawiamy coś zimnego do picia, idziemy przysiąść na tarasie, a naszym oczom okazują się niesamowite widoki.





Nagle patrzę w dół i widzę huśtawkę. Od razu krzyczę do Maćka – idziemy tam! Sama się zdziwiłam, w szczególności, że wcześniej zaklinałam się, że nie będę miała instagramowych zdjęć z huśtawki. Dlaczego? Za wszystkimi pięknymi zdjęciami z Bali stoi dość osobliwy biznes. Przede wszystkim sporo osób podróżuje po Bali właśnie dla zdjęcia, odwiedzając najbardziej znane spoty, polują na fotkę idealną. Są to prawdziwi profesjonaliści mają gotowych kilka stylizacji, nierzadko wynajętego fotografa, a zdarza się że sztab jest jeszcze większy. Większość pięknych zdjęć, z odosobnionych miejsc, to po prostu ściema. Do spotów zdjęciowych ustawiają się ogromne kolejki, w których czasami trzeba odstać nawet kilka godzin. Wygląda, to bardzo ciekawie. Z jednej strony pozuje dziewczyna w pięknej boho sukni, kapeluszu, biżuterii łączącej muszelki z delikatnym złotym łańcuszkiem, a z drugiej za fotografem 30 takich samych dziewczyn. Na Bali powstało nawet specjalne miejsce – Bali Swing. Wejście kosztuje 35$ i jest tam kilka huśtawek, gniazd, serc, a nawet wypożyczalnia sukienek. Mimo braku komunikacji miejskiej, dowiezie Was tam specjalny bus prosto z Ubud. Nie chciałam brać w tym udziału ale gdy ten przemiły Pan zapytał czy chcę się pohuśtać, od razu wyskoczyłam z kasy. Nie pamiętam ile to kosztowało, ale Balijczycy wierzą w przesąd, że szybkie zdobycie klienta na początku dnia, zapewni im dobry cały dzień, dlatego od razu dostałam zniżkę. Ta zasada ma szerokie zastosowanie więc chcąc kupić pamiątki, najlepiej udać się na targ z samego rana.

Samo huśtanie się nad przepięknymi polami ryżowymi, to fantastyczne przeżycie. Zdecydowanie było warto. Miejsce do którego trafiliśmy, to Saimai Warung. Tagallalang zachwyca, prawdopodobnie można dotrzeć tam w inny sposób niż przez posesję naszego Pana ale o tym nie udało nam się przekonać.



Kolejny kierunek, to Tirta Empul. Po drodze przejeżdżamy obok Pura Gunung Kawi Sebatu - kolejnego kompleksu świątyń, który jest dość znany w okolicach Ubud. Nie wiem dlaczego to miejsce nie znalazło się na mojej liście, musiałam coś przegapić. 




Kilka kilometrów od Pura Gunung Kawi Sebatu, znajduje się Tirta Empul - nasz dzisiejszy cel. Jest to kompleks świątyń, składający się z części zabudowanej oraz kąpielowej. Tirta Empul nazywana jest świątynią świętej wody, do której Balijczycy udają się w celu rytualnego oczyszczenia. Miejsce jest otwarte dla turystów. Chciałam dołączyć do rytuału, jednak Maciek skutecznie mnie zniechęcił, mówiąc o jakości wody w zamkniętym zbiorniku, do którego wchodzą tysiące osób, żeby się umyć. Pojawia się tutaj też temat przywłaszczenia kulturowego ale to wątek na inną okazję. W każdym razie do końca trochę żałowałam, że jednak nie przystąpiłam do rytuału. Wejście do świątyni kosztuje 50 tys. IDR, czyli ok. 15 zł.





Po krótkim zwiedzaniu, wracamy na parking. Zaczepia nas jakiś Pan - Ketut, opowiada o miejscach, które warto zobaczyć, pokazuje nam wszystko dokładnie na mapie. Gdy kawałek odchodzimy, żeby pooglądać stragany, podjeżdża do nas na skuterze i pyta czy nie możemy znaleźć naszego. Pokazuje nam gdzie zaparkowaliśmy. Poświęca nam bardzo dużo czasu, chcemy mu dać mały napiwek aby podziękować za dużo cennych wskazówek ale zdecydowanie odmawia. Wszyscy tutaj są szaleni mili, pomocni, tak po prostu bezinteresownie.


Ruszamy dalej obejrzeć wodospad Tukad Cepung, po drodze zatrzymujemy się, żeby zjeść śniadanie. Po chwili podjeżdża policja, z osobówki wysiada pięciu policjantów, którzy ruszają w naszą stronę. Nie czujemy się z tym najlepiej, dużo czytałam o tym że policja jest bardzo skorumpowana, poluje na turystów, wymusza haracze. Policjant bardzo nas przeprasza i pyta czy ewentualnie byłaby możliwość, żebyśmy zrobili mu zdjęcie. Jest z grupą młodych kadetów, którzy dzisiaj rozpoczynają pracę i zależy mu na upamiętnieniu tego momentu. Po zrobieniu zdjęcia, policjanci ustawią się przy drodze i robią ostrą łapankę ale my mamy fory. ;)





Ruszamy dalej do Tukad Cepung. Jest to przepiękny wodospad, który warto zobaczyć. W ogóle Bali jest pełne wodospadów, spokojnie można poświęcić cały dzień na oglądanie tylko wodospadów.





Czas wracać do domu, na zaplanowany wcześniej odpoczynek. Przed nami 40 min jazdy, wybieramy powrót inną drogą, żeby zobaczyć jak najwięcej.





W hotelu nie zostaje nam za dużo czasu. Szybko jemy lunch, wskakujemy na chwilę do basenu i lecimy dalej.

Na dzisiaj mamy zaplanowany jeszcze spacer po Campuhan Ridge Walk. To śliczna trasa z widokami na pola ryżowe, blisko centrum Ubud, podobno idealna na zachód słońca. Dojeżdżamy na miejsce trochę za późno, chwilę po tym gdy słońce zniknęło za horyzontem. Będąc całkowicie szczerą, to miejsce nie zrobiło na mnie dużego wrażenia, może gdybyśmy się nie spóźnili na zachód słońca odebrałabym je inaczej. Namęczyliśmy się na podejściu, jest duszno, parno, do tego żrą nas komary. Dość szybko wycofujemy się i idziemy na kolację.




Po drodze mijamy świątynię w której odbywa się Uluwatu Kecak & Fire Dance. Szybko podejmuje decyzję, że musimy to zobaczyć - kupujemy bilety. Do spektaklu mamy jeszcze godzinę, lecimy na szybkiego drinka, a potem na przedstawienie.



I tutaj się na chwilę zatrzymam i przy drinku opowiem Wam o jeszcze jednej atrakcji. Podczas dzisiejszego zwiedzania, trafiliśmy do rejonu w którym powstaje kopi luwak (kawa luwak). Tak, to ta najdroższa kawa świata, którą wydobywa się z odchodów luwaka. W rejonie można zobaczyć jak się ją produkuje, właściwie co chwila pojawiają się szyldy zapraszające do zwiedzania plantacji. Chciałabym, to zobaczyć i na pewno byłaby to fantastyczna przygoda ale, jest jedno ale. Odkąd kawa zyskała swoją sławę, a właściwie cenę, rozpoczęła się masowa produkcja. Zwierzęta trzymane są w klatkach, przekarmiane, żeby były w stanie wyprodukować jak najwięcej kawy. Kawa ma mało wspólnego ze smakiem prawdziwej kopi luwak. Cena też nie jest adekwatna do produktu, o ile była ona wytwarzana wcześniej przez wolno żyjące luwaki, a odnalezienie odchodów w dżungli mogło być wyzwaniem, tak teraz nie jest. Mówimy nie atrakcjom turystycznym, które wiążą się z męczeniem zwierząt - odpuszczamy.

Nadchodzi czas na Kecak Dance i bardzo się cieszę, że kupiliśmy bilety na to wydarzenie. Spektakl odbywa się w murach starej świątyni, źródłem światła jest niezliczona liczba świeczek, do tego na samym początku przez bramy świątyni wybiega stu mężczyzn wydający hipnotyczne dźwięki. W przedstawieniu nie są używane instrumenty, jedynym źródłem muzyki jest ich głos. Kecak Dance opowiada historię Ramy (siódmego wcielenia Wisznu) i jego żony Sity. Sita zostaje porwana przez Rawanę i uprowadzona na Sri Lankę. Więcej nie będę pisać, to trzeba po prostu zobaczyć (na youtubie znajdziecie wiele filmów). W głowie na długo pozostaje hipnotyczne „kecak - kecak - kecak!”.





Dzień kończymy kolacją w The Legend Cafe Ubud, chcemy spróbować balijskich kuchni. Wybieramy Babi Kecap, czyli delikatną wieprzowinę podawaną z sosem balijskim i słodko kwaśnym, do tego ryż i juku kalas, to taka tutejsza sałatka, która bardzo mi smakuje ale do dzisiaj nie wiem co w niej jest. Druga potrawa, to stek z tuńczyka z warzywami i do tego coś co smakowało jak puree ziemniaczane smażone w panko. Całość podawana jest na super świeżym sosie. Czas na desery, wybieramy Pisano Goreng - smażone banany z lodami i to jest przepyszne, w szczególności, że tutejsze banany smakują zupełnie inaczej niż te w Polsce, żeby były słodkie trzeba je dosłodzić, z kolei w środku jest bardzo przyjemny kwaskowy posmak. Drugi deser, to Dakar Gulung, zielone naleśniki, wypełnione słodkimi wiórkami kokosowymi ale takimi pysznymi, innymi. :)






To był cudowny dzień, przez cały czas towarzyszyły nam przygotowania do święta Galungan. To balijskie święto obchodzone co 6 miesięcy. Balijczycy świętują zwycięstwo dobra nad złem. Jest to czas kiedy na 10 dni na ziemię wracają duchy przodków. Dzisiaj co krok mogliśmy zobaczyć jak Balijczycy przystrajają ulice przygotowując się do święta.

I tak kończy się ten dzień, jutro jedziemy w innym rejon Bali, spędzimy tam kilka kolejnych dni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz