Etykiety

czwartek, 30 lipca 2015

XXV Bieg Powstania Warszawskiego - za każdy kamień Twój, Stolico!


Jest strasznie dużo wątków związanych z tym biegiem. Pozytywnych, negatywnych i apelujących. W związku z ich mnogością pominę to co działo się przed samym biegiem (to może być oddzielna opowieść o tym, że można pomylić godziny i przyjechać godzinę za wcześnie i się spóźnić, o tym jak fajnie jest leżeć w samochodzie i słuchać deszczu z muzyką, o tym jak sika się zasłaniając od tłumu biegaczy autem Straży Miejskiej ale to innym razem wpis ma być trochę wzniosły i patetyczny, a to wątki nie budujące atmosfery;)).

Tak więc od początku. Bieg Powstania Warszawskiego, to dla mnie bardzo ważny bieg jeśli nie najważniejszy. Jestem warszawianką, odnoszę się z ogromnym szacunkiem do mojego miasta i jego historii. Naturalnym więc było to, że muszę tam być. W związku z tym, że 1 sierpnia miasto staje się absolutnie magiczne, byłam pewna że bieg odtworzy tę atmosferę. Na starcie rozbrzmiała Rota, to utwór niesamowicie wzruszający powodujący u mnie zawsze zaciśnięcie wszystkiego co tylko może mi się zacisnąć, myślę że nie jednemu zakręciła się łza w oku. Rota wybrzmiała, po chwili ruszyliśmy. Przed samym startem lało jak z cebra, chwilę przed startem przestało padać. W efekcie od parujących chodników, tłumu i wilgoci zrobiło się strasznie gorąco, ciężko było złapać oddech. Do tego na prawdę ogromny tłum, każde ciało wydzielające ciepło... Na prawdę ciężko. Trasa prowadziła przez Bonifraterską do Krakowskiego Przedmieścia (a tam jak zawsze mega doping), potem fajny, mocny zbieg Karową, Wybrzeże Gdańskie i szatański podbieg na ostatnim kilometrze pod Konwiktorską. Trasa bardzo fajna w sumie na wszystkich zawodach prowadzących przez ten podbieg najpierw szczękam zębami z przerażenia, a potem dumna powtarzam sobie "nie było tak trudno". Tym razem też dałam radę! Na samej końcówce zaczęło padać, a po chwili lunęło - całe szczęście. Po biegu medal (piękny medal), napój, banan, Warka 0%. Pokręciłam się chwilę ale była już cała przemoknięta i przemarznięta, postanowiłam wrócić do domu.

Piękna okazja, przepiękne to, że tyle osób postanowiło oddać cześć Bohaterom, naprawdę niezmiernie to cieszy ale... No właśnie to ale. Chwilę po biegu, w internecie rozpętała się burza. Dziewczyna, która startuje ze strefy elity i VIP, mimo że ani elitą, ani VIPem nie jest. Dyskusja na temat lewej wolnej (tak potwierdzam lewa powinna być wolna zawsze) ale gdy nie jest czy można kogoś walnąć z bara? Dyskusja kto jest biegaczem, a kto nie, o tym że ci wolniejsi może nie do końca powinni startować, bo przy dwóch okrążeniach szybszym biegnie się trudniej gdy dublują. Oprócz tego, że nie była to dyskusja, a wykrzykiwanie swoich racji, nikt nie zauważył że jest to bieg dla wszystkich i takim być powinien. Bieg dla wszystkich którzy chcą uczcić historię tego miasta. Dyskutujmy, dzielmy się wrażeniami ale nie wchodźmy w retorykę "moja jest racja i nawet jeśli jest Twoja, to moja jest mojsza niż twojsza", nie opluwajmy się, nie patrzmy tylko ze swojej perspektywy. Tym bardziej nie opluwajmy się przy okazji tak ważnego biegu, nie o to w nim chodzi. Święto jedności ludzkiej, siły grupy, honorowych czynów, szacunku do drugiego człowieka niech nie będzie okazją, do wzajemnej krytyki, wyzywań i zarzutów. Tak więc jakie są moje wrażenia po tym biegu? Obok radości z możliwości uczczenia święta Warszawy czuję ogromny żal, że nie potrafiliśmy stanąć ramię w ramię i powiedzieć "Cześć i chwała Bohaterom".


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz