Stało się. Nigdy nie sądziłam, że to się wydarzy ale stało się. Poczułam, że Warszawa to już nie moje miejsce. Jeszcze ciągle walczę, jeszcze mam nadzieję, że zaraz minie ale jest coraz mocniej, coraz głębiej, coraz wyraźniej.
Warszawa była tak mocnym elementem mnie jak wieczny bałagan na głowie, jak perfumy, jak nie wiem co jeszcze i nagle ją straciłam.
Mało co kochałam tak bardzo, jak jeżdżenie nocą, co przechodziła w poranek na rowerze i oglądanie jej, chłonięcie każdą komóreczką. "Zrób to w Warszawie" była moją ukochaną książką z którą praktycznie się nie rozstawałam. Mało co kochałam tak jak mosty, jak czytanie w Łazienkach, jak zapach lata i miejskie lato. Jak oglądanie jej o wschodzie słońca, jak kino plenerowe, jak teatry, jak to że o każdej godzinie można coś ciekawego, coś wielkiego, można wszystko. Jak jej historię. To jak się zmienia, jak się rozwija, jak milion innych w niej rzeczy, jak najpiękniejszą kobietę. Nie sądziłam, że można być dumnym z miejsca, ja byłam. Gdy rozbierali Smyka, autentycznie pociekła mi łza, czułam się jakby kończyła się epoka. Pracę magisterską poświęciłam Warszawie i nagle pstryk...
Pusto, pusto, pusto.
Nad ranem słońce razi zbyt mocno. Nad Wisłą zapach burgerów wymieszanych z podróbami Hugo Bossa powoduje u mnie odruch wymiotny. Zapach skóry, co wydala smród koksu, mdli mnie. Dojeżdżając do mostów, obkleja mnie tłum. Obkleja mnie wszystko. Obklejają mnie buraki przebrane w garnitury, obklejają mnie sztuczne rzęsy, obklejają mnie ludzie, którzy tu przyjechali i w moim domu mówią Warszawka. Obkleja mnie pokaz mody z Bakalarskiej i bazarów pod Pcimiem Dolnym. Obklejają mnie ludzie, którzy postanowili tu zamieszkać nie rozumiejąc jej, nie znając jej.
Nigdy, nie zdarzyło mi się narzekać na moje miasto ale ostatnio mam dość i czuję się jakby ktoś wykurzał mnie z mojego gniazda. Jeszcze niedawno bycie Warszawianką dawało mi swojego rodzaju wyższość. Wiecie taką jaką uczniowie szóstej klasy mają nad piątoklasistami, to moje. Za dużo miejsc oddałam, za dużo miejsc się zmieniło.
W tym wszystkim marzę o Katmandu, o braku udawania, o swobodzie, o braku póz, bo od tego mi się ulewa. Chciałabym się tam schować na trzy miesiąca. Siedzieć na krawężniku, chodzić, patrzeć, jeść albo zadekować się na kilka dni w hostelu z książką i czytać kolejne, które zostawiają Ci co chcą odciążyć bagaż idąc góry. Chciałabym jak dziewczyna ratownika medycznego z Nepalu, przez trzy miesiące chodzić góra, dół, góra, dół. Lukla - Base Camp - Lukla. Ja wiem, że to nie miejsce docelowe i że jest za dużo nowych, żeby wracać do tych starych ale chciałabym uciec od tego cuchnącego Hugo Bossa.
Jeszcze nie wiem gdzie, jeszcze nie mam swojego miejsca ale myślę, że już niedługo. Warszawo, masz jeszcze chwilę, tęsknię, wróć!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz