Etykiety

wtorek, 4 lipca 2017

Divorce Party.


Nie wiem jak zacząć bo a. nigdy nie wiem jak, b. ciężko taki temat poruszać. Chciałam napisać, że wielkie p. zaraz będzie, że wybuch ogromny się szykuje. No bo to gruby temat ale to wciąż chyba złe wejście. 

Ja o rozwodach chciałam.

Z różnych względów, a najbardziej że mnie temat dotyczy. Nie wiem kiedy zaczęłam należeć do grup: "Zaczynam od nowa". I absolutnie nie chcę o nich prześmiewczo. Skoro tam jestem to pewnie dawały mi siłę. Nie pamiętam tego ale szczerze, mało z tego czasu pamiętam. Moja pamięć ma tę funkcję międląco-uciskającą-bardzodługo ale przy takich na prawdę grubych tematach odcina. I za to jej wdzięczna jestem.

W każdym razie to co mnie tak naprawdę trochę przeraża i z czym chciałabym się nie zgodzić w grupach wspomnianych, to właśnie ta feta po rozwodzie. Ja oczywiście rozumiem sytuacje gdy spod (dziwnie to się pisze, sprawdziłam w słowniku, mimo tego że dziwnie, pozostaje) rąk oprawcy ale one wciąż marginalne (Boże, całe szczęście).

Bo bądźmy uczciwi, nieważne kto mocniej spieprzył, rozwód to zawsze porażka. 

Bo gdy dwoje ludzi mówi, że razem, że nieważne co, a potem nie mogą na siebie patrzeć. To porażka.

Gdy słysząc tę cholerną Jantar, co podczas pierwszego tańca za Ciebie mówiła, że przetańczyć z Tobą chcę całą noc, biegniesz przez cały pokój nie oszczędzając małego palca u stopy, co zahacza o fotel, żeby jak najszybciej wyłączyć, bo po prostu boli. To porażka.

To, że nie lubisz kogoś kogo kochałeś, to porażka.

To, że nie chcesz już jemu, dzień dobry, co u Ciebie, to porażka.

To, że musisz nauczyć się spać na całym lóżku, zmienić wężyk w prysznicu i ładować rower do samochodu. To porażka.

To, że pytasz się uporczywie, "kim był ten człowiek, z którym dzieliłam swój sen", to porażka.

Nie mówię teraz, żeby do końca życia posypywać głowę popiołem ale to wciąż porażka, nie okazja do fety. Tu trzeba pochylic głowę i jeśli upić się, to na smutno, bo ten smutek jeśli nieprzeżyty i tak wróci.

Na puentę czas, tego też nie potrafię.

Tak, trafiło też na mnie. Tak, nigdy wcześniej nie zaznałam tak dużej porażki. Nigdy wcześniej nie czułam się tak bardzo gorzko i nigdy nie bałam się tak bardzo, że ta gorycz pozostanie we mnie.
Nigdy wcześniej nie byłam tak pewna, że podjęłam dobrą decyzję. 
 
A po co aż tak osobiście, again? O tym będzie w kolejnym.

1 komentarz:

  1. W punkt. To porażka. Przeżyłam więc w 300% rozumiem... U mnie już trzy lata po a gorycz siedzi... Choćbyśmy nie wiem jak pewni byli tej decyzji, po wszystkim znacząco lepiej by nam się żyło, to ta porażka właśnie wciąż nie daje spokoju... Jakby coś to chętnie służę rozmową czy też butelką wina...

    OdpowiedzUsuń