Etykiety

niedziela, 26 listopada 2017

Góry - ile to kosztuje?


Tatry zawładnęły mną okrutnie. Jeżdżę dość często, chętnie dzielę się z Wami opowiastkami wyjazdowymi ale często pojawia się pytanie, skąd mam na to kasę. Nie oszukujmy się wyjeżdżając dwa razy w miesiącu można odczuć pustkę w portfelu ale z drugiej strony jeśli się do tego dobrze podejdzie... No to po kolei.

1. SPRZĘT

Zamiarem tego wpisu było powiedzenie, to nie jest drogie, każdy z Was może sobie pozwolić na weekendowe wyjazdy ale ten punkt może temu zaprzeczyć. Nie oszukujmy się sprzęt jest kosztowny, dobry sprzęt jest bardzo kosztowny. Ja na szczęście już mam, w miarę możliwości dokupuję lub wymieniam na lepszy. Oczywiście można się rzucić w wir zakupów ale też warto przejrzeć szafy no bo pierwsze wyjazdy w góry swobodnie możesz zrobić w starej kurtce narciarskiej, na pewno masz jakiś plecak albo karimatę bo jogę albo inny pilates miałaś w zamiarze. Plecak z którym jeżdżę ma 5-6 lat dostałam go na urodziny przed wyjazdem na Kanary, jest za duży, jest mało wygodny, jak tyko będę miała dodatkowe pieniądze wymienię go na wymarzonego Deutera ale na razie jeżdżę  z tym. Śpiwór mam akurat wypasiony wiadomo mógłby być jeszcze mniejszy, jeszcze lżejszy ale i tak kosztował krocie, natomiast znam historię chłopaka, który nie miał na dobry, ciepły, nowoczesny śpiwór więc spał w dwóch żeby było mu ciepło. Można. Rękawice? Narciarskie poprzecinane na palcach od nart. Mogłabym wymieniać i wymieniać trochę starego sprzętu trochę dwuletniego, trochę nowego co cieszy okrutnie.

Podsumowując sprzęt jest drogi ale na początku spokojnie można korzystać z tego co już masz, a potem krok po kroku wzbogacać wymieniać.

2. PRZEJAZDY

No dobrze przechodzimy do rzeczywistych kosztów.
Jedziemy w Tatry, trzeba tam jakoś dojechać. Jak zawsze są różne opcje. Można wygodnie, można tanio.
a. kuszetka - najlepiej, najwygodniej, najcudowniej. W szczególności, gdy jedziesz nocą. Koszt - 120zł w jedną stronę. Testowała, to naprawdę cudowna opcja, na pewno uda Ci się przespać 2-3h bez podkulonych nóg i spadania na ramię sąsiada niedoli. Korzystałam, ubóstwiam ale drogo... :(
b. przedział w pociągu - koszt ok 60zł, chyba że poczekasz aż wyprzedadzą wszystkie miejscówki, wtedy jest szansa na glebę trochę taniej. Kiedy pociąg? Wracając z Zakopca. Jadąc do, nocą omijasz korki, niestety wracając, najczęściej w niedzielę musisz się nastawić, że do Krakowa będziesz jechał 4h. Jadąc autobusem zawsze powrót się wydłuży o 1-3h.
c. polski bus - najtańsza opcja, szybsza niż pociąg, można dojechać w 5,5h. Koszt to ok 40-50zł w jedną stronę, zależy kiedy kupisz bilety.

Podsumowując pociąg z kuszetką, to absolutny mistrz i wybór numer jeden gdy jeździsz raz na jakiś czas. Jeśli częściej Warszawa - Zakopane - polski bus, Zakopane - Warszawa - pociąg.

No to dojechaliśmy, wydaliśmy 110zł i to był główny koszt.

3. PRZEJAZDY LOKALNE

Jesteś w Zakopcu, teraz musisz dojechać na szlak. Tutaj masz szeroką ofertę busów za 3-10zł zależy skąd chcesz startować. Ale szczerze? Spokojnie możesz łapać stopa. Ludzie chętnie się zatrzymują, chętnie pomagają. Będąc z Sylwią z dworca na Słowację dojechałyśmy za batonika Grześka. Potem gdy wracałyśmy udało nam się złapać podwózkę z Palenicy do knajpy, a potem z knajpy na nasz nocleg. Kolejnego dnia jadąc do centrum Zakopca zapytałam kierowcę dużego autobusu, czy zabierze mnie za uśmiech - zabrał. Można kombinować, złapanie stopa nie zajęło mi nigdy więcej niż 10min.

4. WEJŚCIE DO TPN

Tak są budki. I znowu wszystko w zależności od tego gdzie wchodzisz. Od Doliny Kościeliskiej - 5zł, od Palenicy - 10zł ale są też miejsca bez budek, wtedy płacisz 0zł.

5. JEDZENIE

No i znowu wszystko zależy od Ciebie. Byłam na wyjazdach gdzie nie wydałam nic na jedzenie. Miałam ze sobą chleb, serek, kabanosy, zupkę chińską i konserwę. Wystarczyło. W każdym schronisku dostaniesz darmowy wrzątek.
Ceny są różne, dla mnie papierkiem lakmusowym jest cena placków ziemniaczanych ze śmietaną. I tak na Ornaku zapłacisz za nie 17zł, w Roztoce 10zł, w Chochołowskiej też ok 10zł.
Dodatkowo zawsze wracając do Zakopanego znajduję jakiś tani lokalny obiad, jest mnóstwo miejscówek (w tym restauracja na dworcu) gdzie dostaniesz ogromną michę zupy, drugie danie i kompot za 15zł. Domowo, pysznie, w szczególności po górskim styraniu.

6. ALKOHOL

Nie oszukujmy się. Zawsze po zejściu z gór należy się jakieś piwko albo małe chlapnięcie. Najczęściej małe chlapnięcie przeradza się w dobre schorniskowe imprezy. Szczerze od września nie byłam na lepszej imprezie niż te które są w schroniskach.
No i tutaj boli. Piwo w schronisku, każdym, kosztuje 10zł. A wiadomo, że nie będziesz w tym plecurze ciągać kraty browara i litra wódki. Jak do tego podejść? Ja zabieram ze sobą pół litra wódki smakowej, przelanej w plastikową butelkę, do tego zamawiam sobie jedno piwo lub dwa. W związku z tym, że trzeba to wnieść, to w schroniskach alkoholu zawsze brakuje aczkolwiek z drugiej strony, zawsze ktoś Cię poczęstuje, do tego po zmęczeniu całego dnia naprawdę jesteś w trybie ekonomicznym, dwa, trzy kieliszki wystarczają.

7. SPANIE

Najtańsza i chyba najbardziej romantyczna jest po prostu gleba w schronisku. Koszt ok. 20zł, chociaż raz glebowałam za darmo. Łóżko na sali wieloosobowej, to ok 30zł, w mniejszym pokojach do 50zł. Oczywiście możesz wrócić do Zakopca, tam udało mi się znaleźć pokój dla dwóch osób po 40zł ale jeśli chcesz wrócić kolejnego dnia w góry, to musisz znowu zapłacić za busa i za wstęp do parku.

PODSUMOWANIE

No dobrze, to ile to wychodzi jakby poskładać te wszystkie złocisze.

Bilet Warszawa - Zakopane, Zakopane - Warszawa - 110zł

lokalne przejazdy - chętnie wpisałabym 0zł ale ok. niech będzie 10zł

Jedzenie ok 60zł:
- chleb - 3zł
- serek do smarowania - 2,5zł
- sucha krakowska ;) - 3zł
- pomidorki koktajlowe - 3zł
- kabanosy - 5zł
- szprota - 3zł
- zupka chińska -1,5zł
- herbata, cukier, kawa - 2zł
- 3x snikers - 5zł
- orzechy - 10zł
- magnez rozpuszczalny - 7zł
- woda - 2zł
- wódka - 22zł
- 3 piwa w schronisku - 30zł

Spanie - przy założeniu dwóch noclegów - 40zł

Obiad w Zakopcu - 15zł

Wychodzi 235zł za 3 dni w górach, zawsze wpadnie coś dodatkowego więc możemy zaokrąglić do 250zł. Mówię tutaj o opcji gdzie jesteś w Zakopcu od 6 rano w piątek do 16-17 w niedzielę. No to teraz policz czy wydasz tyle w Warszawie przez weekend? Taksówka do klubu i do domu to tyle samo co bilety Warszawa-Zakopane-Warszawa. Jedzenie, inne przyjemności...

Można? Of kors!

edit: Coś mój kalkulator działa jak ten w iphoneX, 40zł się zgubiło. Łącznie 270zł.

niedziela, 19 listopada 2017

"Wielkie rzeczy się dzieją kiedy się spotykają ludzie z górami."


Góry oczyszczają głowę. Tak to frazes ale tak jest, po prostu. Rozmawiałam ostatnio ze znajomą notabene w górach poznaną, bardzo ładnie, to podsumowała. To nie jest tak, że znajdujesz tam jakieś spektakularne rozwiązanie swoich problemów. Nie. Czasem nie znajdujesz żadnego, a wręcz go nawet nie szukasz ale wracasz i masz do tego dystans, to wszystko co tak mocno w Tobie siedziało, co Cię męczyło dzieję się teraz jakby trochę obok Ciebie, trochę dalej. Już tak nie uwiera, już tak nie doskwiera.

Idąc dalej góry pozwalają nie myśleć. Jestem tą kobietą, co umiejętność zadręczenia się, sztukę snucia miliona katastroficznych, najgorszych wersji, wałkowania w kółko, w kółko aż do... opracowały do perfekcji. Wychodząc w góry nie myślę. Zupełnie. O tym co w Warszawie, co w domu, co w pracy. Zupełnie się odcinam. Nie ma tamtego świata. Za bardzo nie chcę do niego dzwonić, do niego pisać, rozszczelniać tę granicę, to jest mój czas tu i teraz. Po powrocie potrzebuję kilku dni, żeby móc opowiedzieć jak tam było co się wydarzyło. Najczęściej wysyłam tylko krótkie wiadomości meldując się w poszczególnych punktach: "Jestem w schronisku, dzisiaj już nigdzie nie idę. Bezpiecznie.".

Na koniec dnia swobodnie można powiedzieć, że uspakajają. Jeszcze jakiś czas temu nie do końca lubiłam siebie. Miałam wrażenie, że jestem strasznie roztrzęsiona, rozbiegana, nie mogę się nigdzie ułożyć, umościć. Ciągle mnie gdzieś gna, nie potrafię sobie znaleźć miejsca, nie taka chcę być. Teraz jestem dużo spokojniejsza, bardziej zdystansowana. W końcu, pierwszy raz od dawna czuję spokój, taki co mnie całą jak miód oblewa.

Uczą nie oczekiwać. Och, to długa lekcja tylko dla wytrwałych. Uczą nie nastawiać się, że będzie tak jak to sobie wymyśliłam, że wydarzy się coś co bym chciała. Nie. Masz pełną świadomość, że nie wiesz co się wydarzy, więc nie zakładasz niczego.

Góry przywracają wiarę, wiarę w człowieka. Pokazują też jakim jesteś człowiekiem, dopiero tam zobaczyłam, że nie do końca takim jakbym chciała być, że nie takim dobry jak mi się wydawało. W górach nie spotkasz braku życzliwości, barku pomocy, wchodząc w nie jakiś wielki szalony Mag zaczarowuje cały świat i wszystko staje się takie jak powinno być na co dzień. Człowiek, Człowiekowi jest Człowiekiem. 

I góry to w ogóle ludzie. Mój telefon w ostatni czasie wzbogacił się o nowe kontakty: Janek Polski Bus, Typ Chochołowska, Ania Zakopane i to nie są znajomości, które po weekendzie znikają, umierają, one trwają. Góry otwierają na ludzi. Wbrew pozorom jestem dość zamknięta. Potrzebuję swojego czasu, żeby poczuć się przy kimś swobodnie. Nie do końca potrafię rozmawiać z obcymi, zagadywać. Tutaj się tego uczę, tutaj przychodzi mi to dużo łatwiej.

Góry uczą też prosić. To kolejna rzecz z którą mam duży problem. Nie potrafię za bardzo prosić o pomoc, o wsparcie, o pieniądze, o rzeczy. Czuję się skrępowana biorąc. Często odmawiam nie dlatego, że czegoś nie chcę, tylko dlatego, że wzięcie mnie po prostu krępuje. Tutaj uwierz mi, że gdy zabrałeś ze sobą za mało mięska, z ogromną radością dasz się poczęstować parówką, czy kabanosem. Gdy ktoś proponuje Ci podwózkę, bez zastanowienia ładujesz się z plecakiem.

Góry hartują Ciebie, hartują Twój charakter. To jedno z niewielu środowisk gdzie nie możesz powiedzieć sobie nie wiem co zrobić, poczekam, pomyślę o tym jutro. Musisz znaleźć rozwiązanie tu i teraz, bo od tego zależy Twoje bezpieczeństwo. Nie możesz usiąść na środku i się rozpłakać, tzn. to akurat możesz ale potem musisz wstać, łzy otrzeć, znaleźć rozwiązanie i iść dalej. Nie możesz się poddać i tam zostać. Po prostu nie możesz.

Pozwalają docenić najprostsze na świecie rzeczy. Rozgrzewającą zupę, wafelki z serkiem chrzanowym i kabanosem, gorący prysznic, komfort spania w łóżku. Mogłabym wymieniać i wymieniać ale tak, tam poznajesz takie podstawowe rzeczy na nowo. Na nowo uczysz się jaki mogą dać Ci komfort, przyjemność. Cieszysz się na myśl o ogórku kiszonym, zupce chińskiej. Wszystko nabiera smaku, tego smaku życia, zgubionego w codzienności. 

Dają dużo. Przyglądam się sobie z boku i widzę jak mnie zmieniają. Pomalutku, dzień po dniu, jak ta kropla co głaz drąży. Góry dają na pewno jeszcze dużo więcej ale o tym dopiero się przekonam... Cieszę się na tę podróż. :)

poniedziałek, 13 listopada 2017

GÓRY - LEKCJA POKORY cz.5 | Bolesny, cudowny chill.



Budzę się i czuję jakby w nocy stoczyła nierówną walkę z jakąś niezidentyfikowaną mocą. Nie mam siły wstać, wszystko boli, niewyspana, no kaleka. Ale schronisko zaczyna żyć swoim życiem więc trzeba wstawać.

Jemy z dziewczynami śniadanie, ludzie powoli wychodzą, już wiem, że nigdzie dzisiaj nie pójdę czekam aż jeszcze więcej osób się zbierze i wyjdzie, żeby rozciągnąć się na podłodze w kącie. Czekam, czekam ale efekt jest taki, że co ktoś wyjdzie, to ktoś przyjdzie. Dziewczyny też się zbierają więc dosiadam się do chłopaków z wczorajszego wieczoru i zaczynamy pić piwko. Fajnie się siedzi, miło gada więc zbieramy się dopiero po 2-3 godzinach ale skoro nigdzie mi się nie spieszy, to mogę i drugie.

Schodzimy do Kuźnic - miły, 40 minutowy spacerek, noga boli niemiłosiernie ale na kijach jakoś daję radę. Dochodzimy na dół, szukamy miejsca na pożegnalne piwo i spotykamy pozostałą część wczorajszej ekipy, no to ciach na piwerko i oscypka wspólnie.



W końcu wszyscy muszą się zbierać ja decyduję się dojechać do Palenicy i zrobić sobie krótki spacer do schroniska w Roztoce, Panowie oferują, że podwiozą więc korzystam.


Ruszam spokojnie do schroniska, nie idę główną trasą nad Morskie Oko z tłumem tylko skręcam na "nieleganą" ścieżkę TPN. O jak cudownie. Mijam mostek kładę się na nim. Leżę tak przez godzinę w słońcu patrzę na to wszystko, słoneczko pieści, cudownie.W końcu się zbieram dochodzę do schroniska.



Okazuje się, że jest jeszcze jedno wolne łóżko w cenie podłogi - biorę. Siedzę sobie do wieczora w świetlicy ciągle ktoś się przysiada, gadamy. To dziewczyny z Warszawy z Studenckiego Klubu Górskiego, to grupa znajomych z całej Polski, na koniec dwóch Panów. Siedzimy gadamy, ludzie się zmieniają, każdy częstuj mnie jakiś trunkiem tu bimberek tam Beherovka. Panowie okazuje się, że są z Warszawy, mówią, że mogę się z nimi zabrać bo są samochodem. Ruszamy ok 12. Tak mija wieczór.

Zasypiając kombinuję jeszcze, żeby rano skoczyć nad Morskie Oko, żeby jeszcze trochę tego liznąć.



Rano dostaję smsa, że Panowie zaraz ruszają, więc zrywam się, szybko pakuję. Idziemy jeszcze nad Wodogrzmoty Mickiewicz, a następnie schodzimy do Palenicy akurat gdy tłumy zaczynają walić w drugą stronę. Wracamy przez Słowację mijamy przepiękne jezioro z tamą (kurczę, nie wiem jak się nazywa, a naprawdę w słońcu przepiękne). Wieczorem jestem w Warszawie, obalała, wymięta ale najszczęśliwsza na świecie.


P.S. Nogi doprowadziłam do porządku dopiero po tygodniu, nigdy nie miała aż takich zakwasów i przykurczy. ;)