Etykiety

poniedziałek, 13 listopada 2017

GÓRY - LEKCJA POKORY cz.5 | Bolesny, cudowny chill.



Budzę się i czuję jakby w nocy stoczyła nierówną walkę z jakąś niezidentyfikowaną mocą. Nie mam siły wstać, wszystko boli, niewyspana, no kaleka. Ale schronisko zaczyna żyć swoim życiem więc trzeba wstawać.

Jemy z dziewczynami śniadanie, ludzie powoli wychodzą, już wiem, że nigdzie dzisiaj nie pójdę czekam aż jeszcze więcej osób się zbierze i wyjdzie, żeby rozciągnąć się na podłodze w kącie. Czekam, czekam ale efekt jest taki, że co ktoś wyjdzie, to ktoś przyjdzie. Dziewczyny też się zbierają więc dosiadam się do chłopaków z wczorajszego wieczoru i zaczynamy pić piwko. Fajnie się siedzi, miło gada więc zbieramy się dopiero po 2-3 godzinach ale skoro nigdzie mi się nie spieszy, to mogę i drugie.

Schodzimy do Kuźnic - miły, 40 minutowy spacerek, noga boli niemiłosiernie ale na kijach jakoś daję radę. Dochodzimy na dół, szukamy miejsca na pożegnalne piwo i spotykamy pozostałą część wczorajszej ekipy, no to ciach na piwerko i oscypka wspólnie.



W końcu wszyscy muszą się zbierać ja decyduję się dojechać do Palenicy i zrobić sobie krótki spacer do schroniska w Roztoce, Panowie oferują, że podwiozą więc korzystam.


Ruszam spokojnie do schroniska, nie idę główną trasą nad Morskie Oko z tłumem tylko skręcam na "nieleganą" ścieżkę TPN. O jak cudownie. Mijam mostek kładę się na nim. Leżę tak przez godzinę w słońcu patrzę na to wszystko, słoneczko pieści, cudownie.W końcu się zbieram dochodzę do schroniska.



Okazuje się, że jest jeszcze jedno wolne łóżko w cenie podłogi - biorę. Siedzę sobie do wieczora w świetlicy ciągle ktoś się przysiada, gadamy. To dziewczyny z Warszawy z Studenckiego Klubu Górskiego, to grupa znajomych z całej Polski, na koniec dwóch Panów. Siedzimy gadamy, ludzie się zmieniają, każdy częstuj mnie jakiś trunkiem tu bimberek tam Beherovka. Panowie okazuje się, że są z Warszawy, mówią, że mogę się z nimi zabrać bo są samochodem. Ruszamy ok 12. Tak mija wieczór.

Zasypiając kombinuję jeszcze, żeby rano skoczyć nad Morskie Oko, żeby jeszcze trochę tego liznąć.



Rano dostaję smsa, że Panowie zaraz ruszają, więc zrywam się, szybko pakuję. Idziemy jeszcze nad Wodogrzmoty Mickiewicz, a następnie schodzimy do Palenicy akurat gdy tłumy zaczynają walić w drugą stronę. Wracamy przez Słowację mijamy przepiękne jezioro z tamą (kurczę, nie wiem jak się nazywa, a naprawdę w słońcu przepiękne). Wieczorem jestem w Warszawie, obalała, wymięta ale najszczęśliwsza na świecie.


P.S. Nogi doprowadziłam do porządku dopiero po tygodniu, nigdy nie miała aż takich zakwasów i przykurczy. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz