Dzisiaj opuszczamy Sideman i zmierzamy w całkowicie nowe miejsce – musimy dostać się na wyspy Gili.
Najpierw, wcześniej umówionym przejazdem, dostajemy się do miejscowości Padangbai z której planujemy dostać się na wyspy. Opcji transportu jest kilka, można popłynąć lokalną łódką, która jest tańsza ale przeprawa zajmuje więcej czasu albo wybrać fast boad. Ceny za fast boad są przeróżne. W internecie znajdziecie oferty za 60$/osoba (270 zł), zakup w hotelu, to 1400 tys. IDR (420 zł), z kolei w porcie ceny, to 500 – 1200 tys. IDR (150 – 360 zł). Trochę bałam się zostawić zakup biletów na ostatnią chwilę, bałam się, że gdy dojedziemy już do portu może nie być biletów albo będziemy musieli bardzo długo czekać na łódkę. Dogadaliśmy się wcześniej przez WhatsApp z firmą organizującą transport i zapłaciliśmy 700 tys. IDR (200 zł). Dodatkowo wybraliśmy bilet „open”, dzięki któremu możemy wrócić kiedy chcemy, musimy tylko dać znać dzień wcześniej.
Na miejscu wszystko jest świetnie zorganizowane, dostajemy
naklejki, dzięki którym pracownicy portu będą w stanie nas rozróżnić i szybko
zweryfikować czy wsiadamy do odpowiedniej łódki i co równie ważne, czy wysiadamy w odpowiednim
miejscu. W samym porcie roi się od turystów i handlarzy, każdy chce coś
zarobić, a kupić można wszystko. Chusty, bransoletki, inne duperele, jedzenie,
napoje, a nawet piwo. Ostatnich zakupów można dokonać będą już nawet na łódce,
handlarze podchodzą do okien, próbując swojego szczęścia do samego końca obecności turystów.
Podróż zajmuje 2h. Łódka najpierw płynie na Gili Trawangan,
później Gili Air, ostatni przystanek to Lombok. Wyspy Gili należą do Lomboku, a każda jest trochę inna. Gili Trawangan – najbardziej imprezowa, Gili Meno –
najspokojniejsza, Gili Air – to równowaga między Gili Trawangan, a
Gili Meno. Nasz wybór pada na Gili Air.
Na wyspie nie ma samochodów, ani skuterów. Można poruszać się na piechotę, bryczkami lub rowerami.
Po dotarciu na wyspę, mamy przed sobą 20 min spacer do naszego domku. Tym razem wybieramy The Bambu Huts
Gili Air (obecnie Sea Breeze Villas) i jest to świetny wybór. Po przekroczeniu
prywatnej bramy naszym oczom okazuje się przepiękny mały domek z własnym
basenem. Co ciekawe cena była bardzo atrakcyjna, za noc zapłaciliśmy ok. 200
zł. Nie dość, że przepiękne miejsce, to jeszcze codziennie rano dostawaliśmy
kosz ze śniadaniem, pełen smakołyków, cudownych owoców i soków.
Plan na Gaili, to odpoczynek i wczucie się w klimat wyspy, a klimat to tutaj jest. Nawet do końca nie potrafię tego opisać, trochę dziwny twór, połączenia hipisowskiej wioski ze schodkami w Warszawie? Wszystko tutaj płynie, dzieje się tak po prostu, tak łatwo.
W tym całym hipisowski luzie trzeba uważać,
żeby się nie zapomnieć. Na Gili Air, królują grzybki. Czasami są mniej
widoczne, czasami bardziej ale kwestią czasu jest to, że ktoś Wam je
zaproponuje, a to nie są żarty. W Indonezji handel narkotykami, równa się karze śmierci, dla swojego bezpieczeństwa lepiej omijać szerokim łukiem.
Na Gili znajdziecie też fajne jedzonko ale trzeba się na nie
udać wcześniej. Przez pierwsze wieczory wychodziliśmy na kolację po 20 i
dziwiliśmy się, że dostępne są tylko kanapki i burgery. Jednak któregoś dnia
zostaliśmy dłużej na plaży i okazało się, że po zachodzie słońca przed knajpami
rozpalane są grille, na których przygotowywane są świeżo złowione ryby i owoce
morza. Można zjeść pyszne krewetki, szaszłyki z kurczakiem i warzywami, zamówić
makaron z owocami morza, wybór jest naprawdę duży. Super atmosfera, dużo ludzi, dobre jedzenie, muzyka, ogień grilla, morze,
cudownie.
Wyspy, to też smutna historia. Ze względu na pandemię przez dwa lata wszystko było
zamknięte. Połowa, a może ¾ barów, restauracji, hoteli, bungalowów wygląda
teraz jak ruina i raczej już nikt do nich nie wróci. Tak jakby wszyscy w biegu
uciekali, w barach zostały nawet szklanki i niedokończone butelki z alkoholem.
Wszelkie obostrzenia odbiły się bardzo mocno na Bali i sąsiednich wyspach.
Gili to raj do snurkowania. Co krok znajdziecie punkty, w których można wykupić snurkową wycieczkę. I właśnie taka wycieczka była bardzo mocnym argumentem aby tutaj przyjechać.
Lata temu zobaczyłam w gazecie zdjęcie posągów znajdujących się na dnie morza. Wydawało mi się to tak niesamowite i szalenie niedostępne, jako dziewczynka nawet nie śmiałam marzyć, że kiedyś będę mogła to zobaczyć. Po kilkunastu latach powróciło samo. Przygotowując plan podróży po Bali, trafiłam na zdjęcie właśnie tych posągów, okazało się, że znajdują się pomiędzy wyspami Gili. Nie mogłam odpuścić okazji zobaczenia ich na własne oczy.
Decydujemy się na wycieczkę w ramach, której zobaczymy rzeźby, będziemy pływać z żółwiami i oglądać rafę. Oczywiście są różne opcje, najbardziej popularna, to wycieczka grupowa (ok. 15 osób), rozpoczyna się o 9:30, czyli wtedy kiedy wszystkie inne wycieczki. Koszt, to 1500 tys. IDR/osobę (45 zł). Jest to dla mnie bardzo ważne przeżycie więc decydujemy się na drugą opcję, czyli wycieczkę indywidualną. Koszt całkowity, to 700 tys. IDR (210 zł). Możemy samodzielnie ustalić godzinę o której chcemy wypłynąć co daje nam szansę ruszenia przed tłumami.
Startujemy o 7 rano, płyną z nami dwie osoby z agencji, jeden Pan prowadzi
łódkę, a drugi dba o nasze bezpieczeństwo, pływa z nami, pokazuje na co warto
spojrzeć, pomaga zrobić fajne zdjęcia. Wycieczka, to strzał w dziesiątkę,
oprócz możliwości zobaczenia moich wymarzonych rzeźb, pływamy z żółwiami, oglądamy
rafę, robimy sobie też chwilę przerwy na Gili Meno, na którą normalnie byśmy
nie dotarli. Wracamy na wyspę w momencie gdy większość turystów dopiero
rozpoczyna swoją przygodę.
Ostatnia rzecz o której warto wspomnieć, to religia. W
Indonezji dominuje islam, hinduizm zachował się praktycznie tylko na Bali. Co
więcej jest to wyjątkowa odmiana hinduizmu, charakterystyczna jedynie dla Bali.
Przypływając na Gili mieliśmy duży przeskok kulturowy związany ze zmianą
głównej religii. Kilka razy dziennie, pierwszy raz o 5 rano z megafonów słychać
modlitwę, dźwięki roznoszą się po całej wyspie. Różnica między Bali, a Gili
jest bardzo mocno odczuwalna, choćby w podejściu do kobiet, również turystek.
Na Gili Air spędziliśmy pełne 3 dni i był to fantastyczny czas. Dużo chodzenia, jazdy na rowerze, pływania w morzu, oglądania podwodnego świata, siedzenia na plaży. Po prostu odpoczynek w powolnym klimacie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz