Etykiety

środa, 15 lutego 2017

ROWEREM PO WSCHODZIE 2 | Stańczyki - Mała Huta - Suwałki dzień 3-5


DZIEŃ 3 Stańczyki - Mała Huta

Wstajemy, ogarniamy się, bark napierdziela jak jasna cholera, opuszczamy przepiękne Stańczyki. Na początek dwukilometrowy podjazd daje w kość ale i rozgrzewa. 


Kierujemy się do Trójstyku, trasa jest bardzo przyjemna większość prowadzi przez Green Velo, nową śliczną ścieżkę. Po 17 km jesteśmy na miejscu, trochę się krzątamy, zwiedzamy no fajnie jest. Czas ruszyć na jakieś jedzonko, w myśl zasady im gorszy blaszak, tym lepsze jedzenie, znajdujemy BAR na tyłach sklepu. Niestety tym razem zasada nie zadziałała ale z drugiej strony miło tam się siedzi, poznajemy parę, która właśnie jedzie do Trójstyku, gadamy, wymieniamy wrażenia. Standardowo pytamy: skąd mają mapę Green Velo? Hehe, to pytanie które zawsze usłyszysz bądź zadasz, jadąc tym szlakiem. :D



W końcu ruszamy dalej, tak jakoś wszystko fajnie powoli płynie, mi bark trochę puszcza, w okolicach 60 km robimy sobie przerwę na piwko w rowie, podjarana, że z barkiem lepiej planuję jak tu jednak uratować naszą wyprawę i że dzisiaj jeszcze trochę pociśniemy, jutro też. Sylwia myśli logicznie i każe mi się uspokoić, w sumie słusznie bo ból barku za chwilę wróci. 

Miałam o tym nie pisać ale kurde, żebyście wiedzieli jaki to ból i w czym był problem, bo to nie to, że pobolewało. Ja nie byłam w stanie sama wstać z łóżka, zapiąć stanika, skręcić karku żeby spojrzeć w bok, jak wsiadałam na rower to pierwsze 5 km musiałam jechać trzymając kierownice tylko jedną ręką, bo nie byłam w stanie z bólu dosięgnąć kierownicy dwoma. Wyć mi się chciało, w sumie wyć i wymiotować. No połamało mnie kompletnie, szczęśliwie Sylwia ratowała, smarowała, masowała.

No dobrze to wracając do naszego rowu, decydujemy że jedziemy do Suwałk i nocujemy w hotelu z najzajebistszym spa ever. Dość, koniec survivalu, cena nie ma znaczenia, chcemy być kobietami. Wymyślamy sobie jakie zabiegi i wszystko. Marzymy o tych grubych, miękkich szlafrokach. 

Jest plan! 

Kończ Pan, wstydu oszczędź, na tym wyjeździe nie jesteśmy sportowcami.

Taaa..., spa..., w Suwałkach.... Znalazłyśmy hotel... z basenem..., za grubą kasę, koło spa nie leżało.

No nie, bez sensu.


Decydujemy, że i tak jedziemy do Suwałk. Dojeżdżamy, idziemy do Biedry na zakupy, siadamy przed nią i szukamy noclegu z zamiarem wyjechania jeszcze kilka kilometrów za Suwałki, z tego co pamiętam, zaczynało już powoli robić się ciemnawo.

W każdym razie zonk, goni zonk. Wszystko zajęte, na jedną noc to nieee, ceny z kosmosu, jest sezon, może sąsiadka ale chyba też ma komplet. Szukamy z godzinę, znajdujemy jakiegoś Pana ale właśnie idzie z rodziną na imprezę, to nam klucz zostawi gdzieś w doniczce ale może jednak lepiej gdybyśmy szybko przyjechały, a my nie mamy jak szybko. Kombinowanie.

I tutaj z nieba spada nam Maniek. Znajdujemy nocleg u Mańka w ślicznej wiosce Mała Huta, nad jeziorem. No fantastycznie, Maniek okazuje się dość młody, no i taki prawdziwy, kochany Maniek z niego. 

Pokój jest świetny, wygląda jak salon u babci, wiecie 3 wersalki, po środku stoliczek z koronkowym obrusikiem, sztuczne kwiatki, obrazki świętych. Do tego widok na jezioro, pomost, chcemy tam iść wieczorem posiedzieć.


Ale jakoś dopada nas zmęczenie, bark już do dupy, do tego jakaś gula mi na mięśniu wyskoczyła. Dupa, dupa, dupa. Czas kończyć ten dzień, myjemy się i szybko padamy, śpimy jak u babci.


DZIEŃ 4 Mała Huta - Mała Huta

Wstaję z nadzieją, że dzisiaj w końcu pojeździmy, a tu dupa bark napierdziela jak dziki. Na zewnątrz leje.


Musimy pojechać do Suwałk, żeby pozamieniać bilety, miałyśmy wracać zdaje się z Białegostoku. Ogarniamy, jedziemy na obiadek, znajdujemy fajne tanie miejsce z polską kuchnią coś w stylu nowoczesnego baru mlecznego. Siedzimy tam sobie pod parasolem, wokół leje, pijemy piwko za piwkiem, Sylwia jeszcze się miota czy nie okrążyć Wigierskiego Parku Narodowego ale z piwka na piwko motywacja słabnie. Ściągamy na mój telefon tindera, Syl tłumaczy o co c'mon, no i trochę nie kumam ale przewijam tych wszystkich Igorów, Sashów, Aleksandrów i Borysów. W końcu nam się nudzi w całej beznadziei i ulewie stwierdzamy, że czas wrócić do naszego Mańka i się wykąpać w jeziorze. Do tego zrobimy sobie wieczorem prawdziwą ucztę, milion małych kąsków, przekąsek. Więc w tej ulewie szus do Biedry, jakoś w trakcie zakupów przykleja się do nas butla łychy, która za nami chodziła od poprzedniego wyjazdu. 


Wracamy i postanawiamy, że mamy wszystko w nosie, ja już mogę załatwić bark do końca, możemy się rozchorować, no możemy wszystko i tak jutro powrót. Bierzemy nasze metalowe kubki, łychę, telefony aparaty w siatkę, folię i do tego jeziora. Nie wiem jak to się stało ale chyba zanim do niego weszłyśmy to już nie było pół butli. 

Potem uznajemy, że w jeziorze w deszczu to najlepiej nago więc szus wywalamy kostiumy, boimy się tylko żeby nasz Manieczek nie dostał zawału.


Szalejemy w tym jeziorze nie wiem godzinę, może dwie. Strasznie fajnie. Wracamy do pokoju, Maniek żyje. Robimy sobie ucztę i o jakiejś 19 już śpimy. :) Kolejna pobudka następuje ok. 1 próbujemy kontynuować imprezę ale raczej bez polotu, idziemy spać dalej. :)


DZIEŃ 5 Mała Huta - Suwałki

Wracamy, po prostu wracamy do Warszawy.

Plan nie zrealizowany, taki przebomblowany ten wyjazd, trochę bez sensu. Nie mamy już ochoty na kolejne w tym sezonie. Ja bark leczę później przez miesiąc, bo zapalenie nerwów i coś tam z mięśniami i jakieś przykurcze, w sumie to do tej pory jak dłużej siedzę wykrzywiona, to mnie boli. 

Ale tak naprawdę z perspektywy czasu było super. Szaleństwa z Maciejem w Kiepojciach, cudowne Stańczyki i to siedzenie i paplanie u ich podnóża, Trójstyk gdzie panikowałam cały czas, że nas zaraz deportują za przekroczenie rosyjskiej granicy, Maniek, pływanie na golasa w jeziorze w ulewie i pewnie można by jeszcze wiele wymienić.

Tak to był udany wyjazd, taki jak to lato wiejskie, polskie, no cudne różnorodne, nie mogę się doczekać kolejnego. Sylwia zapowiada, że wrócimy skopać tyłek Suwałkom, trochę się boję ale chyba trzeba to zrobić więc drodzy Państwo oczekujecie w 2017 Wolf kontra Suwałki v2.

Buźka!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz