Etykiety

czwartek, 8 października 2015

Pamiętaj #rollujbejbe!



Ostatnio chwaliłam się nową przyjaciółką, co przyjaciółką okazała się nie być – rollerem (wciąż bez imienia).
W dużym skrócie uznałam, że dotknął mnie ITBS (więcej info tutaj klick-klick). Jeden ze sposób leczenia to właśnie rollowanie. Czym prędzej pognałam do sklepu (wybrałam Blackroll) aby takowy nabyć.
W sklepie trafiłam na super Panią, która dokładnie wiedziała o co chodzi. Uznałam, że najlepszy będzie dla mnie Blackroll Standard (dostępny jest jeszcze Blackroll Med – miększy o 20% i Blackroll Pro – o 50% twardszy) no bo opcja środkowa, jak już w to wejdę głębiej będzie w sam raz, a poza tym najładniejszy kolor. Pani na mnie patrzy i mówi: nie Standard, a Med, no to ja się dalej upieram, że chyba jednak Standard dla mnie lepszy, bo słyszałam, bo czytałam, bo kolega... Pani mówi: nie Standard, a Med. Ja dalej swoje:  Ale wie Pani bo… . Pani: Zapraszam na matę. Przerolowałam się na Med, zawyłam z bólu, Pani: chce Pani sprawdzić Standard? Oooo, nie!!! Pani mówi: nie Standard, a Med. Wzięłam Med.

Wracam do domu rolluję, rolluję (#bejberolluje) i myślę, Boże Święty całe szczęście, że Med. Wyję z bólu nie jestem w stanie wytrzymać więcej niż 30s na tym cudzie i wtedy przypomina mi się kolejna rozmowa ze sklepu. 
Pani pokazuje jak ćwiczyć na rollerze, mówi że to będzie bolało, ja się mądrzę: Tak, tak wiem, ja jestem odporna na ból, spokojnie dam radę, będę rollowała i rollowała. Pani dalej cierpliwie pokazuje i tłumaczy:  Jak Pani znajdzie miejsce, które najbardziej boli proszę się na nim zatrzymać i wytrzymać jak najdłużej, myślę sobie: Ooo, będę zatrzymywać i trzymać, a jak! Nic tylko trzymać i trzymać! Nawet kilka minut! Co taka rolka (do tego o 20% miększa) za ból może zadać.
Taa… przyjaciółka… rolka... . Myślę sobie nazwę ją jakoś: Niunia, Pianeczka czy cholera wie jak. Taa… nazwę, to nie przyjaciółka, to nie rolka, a na pewno żadna Niunia, Pianeczka, to zwykła zdzira jest. 



Wstałam z tej podłogi ledwo co, zrobiłam kilka kroków, jak się czułam?
- Byłem u Harry'ego z Tybetu, chciałem, żeby naładował mnie energią. Facet dotknął mojego karku, pogładził mnie po udach i wziął za to półtorej bańki.
- I co?
- Kark mnie... napierdala, a na udach dostałem wysypki. 

   
Ud nie mogę dotknąć, pierwsze siniaki już są ale skoro ma pomóc… . Pamiętaj #rollujbejbe, no to rolluję.
No dobrze tyle z serii „Kasia kontra życie”, teraz w dużym skrócie dla bardziej dociekliwych o co właściwie chodzi z rolką.
Permanentnie przeciążając określony obszary w naszym ciele możemy doprowadzić do utworzenia mięśniowo-powięziowych punktów spustowych, czyli miejsc nadwrażliwych dotykowo. W tych obszarach będziemy odczuwać zwiększone napięcie, a co za tym idzie gorsze odżywianie tkanki, gorszy przepływ krwi, niedotlenienie mięśnia. Idąc dalej będzie się to wiązało z zaburzoną pracą mięśnia, ograniczonym ruchem w stawach. Nic fajnego. Dzięki automasażowi rozluźniamy wytworzone napięcie oraz zrosty w mięśniach i podwięziach, tym samym jesteśmy mniej narażeni na kontuzje.
Ot, tyle teorii. Niech każdy oceni sam czy warto.
Na moje odczucia jeszcze za wcześnie ale zauważyłam, że mimo bólu mięśnie są ciut, ciut bardziej rozluźnione, rzeczywiście jak po masażu.

Puenta? Pamiętaj #rollujbejbe!
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz