Ostatnio chwaliłam się nową przyjaciółką, co przyjaciółką okazała się nie być – rollerem (wciąż bez imienia).
W dużym skrócie uznałam, że dotknął mnie ITBS (więcej info
tutaj klick-klick). Jeden ze sposób leczenia to właśnie rollowanie. Czym
prędzej pognałam do sklepu (wybrałam Blackroll) aby takowy nabyć.
W sklepie trafiłam na super Panią, która dokładnie wiedziała
o co chodzi. Uznałam, że najlepszy będzie dla mnie Blackroll Standard (dostępny
jest jeszcze Blackroll Med – miększy o 20% i Blackroll Pro – o 50% twardszy) no
bo opcja środkowa, jak już w to wejdę głębiej będzie w sam raz, a poza tym
najładniejszy kolor. Pani na mnie patrzy i mówi: nie Standard, a Med, no to ja się dalej upieram, że chyba jednak
Standard dla mnie lepszy, bo słyszałam, bo czytałam, bo kolega... Pani mówi: nie Standard, a Med. Ja dalej swoje: Ale wie
Pani bo… . Pani: Zapraszam na matę.
Przerolowałam się na Med, zawyłam z bólu, Pani: chce Pani sprawdzić Standard? Oooo, nie!!! Pani mówi: nie Standard, a Med. Wzięłam Med.
Wracam do domu rolluję, rolluję (#bejberolluje) i myślę,
Boże Święty całe szczęście, że Med. Wyję z bólu nie jestem w stanie wytrzymać
więcej niż 30s na tym cudzie i wtedy przypomina mi się kolejna rozmowa ze
sklepu.
Pani pokazuje jak ćwiczyć na rollerze, mówi że to będzie bolało, ja się mądrzę: Tak, tak wiem, ja jestem odporna na ból,
spokojnie dam radę, będę rollowała i rollowała. Pani dalej cierpliwie
pokazuje i tłumaczy: Jak Pani znajdzie miejsce, które najbardziej
boli proszę się na nim zatrzymać i wytrzymać jak najdłużej, myślę sobie: Ooo, będę zatrzymywać i trzymać, a jak! Nic
tylko trzymać i trzymać! Nawet kilka minut! Co taka rolka (do tego o 20%
miększa) za ból może zadać.
Taa… przyjaciółka… rolka... . Myślę sobie nazwę ją jakoś:
Niunia, Pianeczka czy cholera wie jak. Taa… nazwę, to nie przyjaciółka, to nie
rolka, a na pewno żadna Niunia, Pianeczka, to zwykła zdzira jest.
Wstałam z tej podłogi ledwo co, zrobiłam kilka kroków, jak się czułam?
Wstałam z tej podłogi ledwo co, zrobiłam kilka kroków, jak się czułam?
- Byłem u Harry'ego z Tybetu, chciałem, żeby naładował mnie energią.
Facet dotknął mojego karku, pogładził mnie po udach i wziął za to półtorej
bańki.
- I co?
- Kark mnie... napierdala, a na udach dostałem wysypki.
Ud nie mogę dotknąć, pierwsze siniaki już są ale skoro ma pomóc… . Pamiętaj #rollujbejbe, no to rolluję.
Ud nie mogę dotknąć, pierwsze siniaki już są ale skoro ma pomóc… . Pamiętaj #rollujbejbe, no to rolluję.
No dobrze tyle z serii „Kasia kontra życie”, teraz w dużym
skrócie dla bardziej dociekliwych o co właściwie chodzi z rolką.
Permanentnie przeciążając określony obszary w naszym ciele możemy
doprowadzić do utworzenia mięśniowo-powięziowych
punktów spustowych, czyli miejsc nadwrażliwych dotykowo. W tych obszarach
będziemy odczuwać zwiększone napięcie, a co za tym idzie gorsze odżywianie
tkanki, gorszy przepływ krwi, niedotlenienie mięśnia. Idąc dalej będzie się to
wiązało z zaburzoną pracą mięśnia, ograniczonym ruchem w stawach. Nic fajnego. Dzięki
automasażowi rozluźniamy wytworzone napięcie oraz zrosty w mięśniach i podwięziach,
tym samym jesteśmy mniej narażeni na kontuzje.
Ot, tyle teorii. Niech każdy
oceni sam czy warto.
Na moje odczucia
jeszcze za wcześnie ale zauważyłam, że mimo bólu mięśnie są ciut, ciut bardziej rozluźnione,
rzeczywiście jak po masażu.
Puenta? Pamiętaj #rollujbejbe!
Puenta? Pamiętaj #rollujbejbe!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz