Już ten temat mnie nudzi więc obiecuję ostatni wpis z serii "moja noga - nie jest dobrze". A
dlaczego? Ha! Po kolei.
Brałam udział w sztafecie maratonu warszawskiego. Przed startem dużo obaw,
czy dobiegnę, czy nie zejdę bo noga. Dobiegłam - o tym będzie oddzielna relacja.
W każdym razie po tym gdy dobiegłam wieczorem pojechałam na ostry dyżur. Też
żeby było jasne, to nie tak, że noga mi odpadła, boleć bolała, nawet jak
jasna cholera ale zdecydowałam się pojechać na ostry dyżur, żeby dostać się
szybko do lekarza i nie tracić kolejnych miesięcy.
Dojechałam, a Pan mi pisze skierowanie na RTG, no jak to na RTG? Przecież to
USG powinno być?! Ok była jakaś 23-24 rozumiem, że mogło nie być nikogo do
obsługi USG ale na cholerę mi RTG, to mięśnie, ścięgna trzeba sprawdzić! Na RTG wyszedł mi jakiś obcy w kolanie,
do tej pory nie wiem co to ale co najmniej intrygujące. Na tym etapie zaczęłam
psioczyć na czym ten świat stoi, znowu niczego się nie dowiem
i po co to RTG, USG przecież powinno być, konowały, niech dla ich dobra obcy okaże się czymś istotnym, strata czasu, w dupie, nie czekam, jedziemy na kebaba. Marcel starając się nie zwracać na mnie uwagi z wrodzonym stoickim spokojem grał sobie w coś na telefonie, delikatnie się odsuwając bo wstydzić się zaczął. Jakimś cudem wykrzesałam z siebie ostatki
cierpliwości i całe szczęście bo lekarz mimo tego, że do przemiłych nie należał
okazał się konkretny. Wymacał i nawyginał mi nogę na tysiąc możliwych i
niemożliwych stron, ja w międzyczasie starałam się nie drzeć za mocno.
Co stwierdzone? Konieczne USG (na prawdę?!). Mam skierowanie i w przyszłym tygodniu już
badanie - jupijajej! Co się okazało jeszcze? Kiedyś miałam zerwane więzadła krzyżowe i mam luźne coś
w kolanie. Do tego kilka miesięcy temu skręciłam kolano. Na deser być może uraz
łękotki.
I tutaj historia powinna się kończyć ale tak na prawdę dopiero się zaczyna.
Bo? A bo dostałam leki przeciwbólowe i przeciwzapalne, nie chcę zapeszać ale
bardzo szybko po nich zaczęło mi się robić lepiej. Biegać wprawdzie nie mogę (nie
mogę bo mam nie biegać przez 10 dni i też nie mogę bo próbowałam drugiego i nie mogę)
ale tak sobie wykombinowałam, że skoro te leki zaczęły tak szybko działać, to
pewnie żadna srotka-łękotka a zwykły stan zapalny. Pobiorę grzecznie przez 10
dni w międzyczasie pójdę na USG, gdzie okaże się, że to nic takiego i po 10
dniach będę śmigała jak szalona, no może nie jak szalona ale wracać do formy.
Plan idealny? W związku z tym nie mogę się doczekać USG. Z resztą czas ostatnio
tak leci, że zanim się obejrzę już będę miała wyniki w ręku i buty do biegania
na nogach.
Jest dobrze! Będzie żył! Widzimy się na trasie! Buźka!
Jest dobrze! Będzie żył! Widzimy się na trasie! Buźka!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz