Etykiety

środa, 23 czerwca 2021

KOLEJ TRANSSYBERYJSKA | wyspa Olchon - Chużyr dzień 9 cz. 2

Ruszam zwiedzać Chużyr. Na początku swoje kroki kieruję w stronę Skały Szamanki. Szamanka to święte miejsce dla Buriatów. Podobno przyjeżdżają tu szamani ze wszystkich stron świata odprawiać rytuały. I nic dziwnego, bo jest to jedno 9 najświętszych miejsc Azji. Wedle wierzeń Buriatów, skałę zamieszkuje bóstwo władające całą wyspą.

Zanim dojdziecie do Szamanki Waszym oczom ukażą się pale z kolorowymi chorągiewkami, szmatkami. Pale (serge), podzielone są w trzech miejscach i symbolizują trzy strefy. Najwyższa przeznaczona jest dla bóstw, środkowa dla żyjących, z kolei dolna dla zmarłych. W zależności od tego za kogo modlił się szaman, na tym poziomie zawiązuje wstążkę.

To miejsce jest obłędne. Czytałam o nim wcześniej, oglądałam zdjęcia i powiem Wam, że widok na Szamankę, który widziałam na letnich zdjęciach, jest bez porównania, z moją zimową aurą. Przede wszystkim nie ma tutaj teraz żywej duszy (tylko na chwilę spotykam parę, z którą wspólnie podróżowaliśmy z Irkucka, zamieniamy kilka słów i odchodzą). Potężne jezioro jest całe zamarznięte, majestatyczne, groźne. Do tego powoli kończy się dzień, ciepłe, złote słońce wszystko przepięknie oświetla. Jest magicznie, obłędnie, nie potrafię tego opisać słowami. To jedno z najpiękniejszych miejsc, w jakim w życiu byłam. W głowie brzęczy mi piosenka "El Condor Pasa" i będzie grała przez cały pobyt na wyspie. Włączcie sobie koniecznie, czytając tego posta do końca (tutaj macie link).

Patrzę na Bajkał, planuję przyjść tutaj jutro, zaraz po wycieczce. Posiedzę na brzegu. Poczytam książkę. Ten widok jest obłędny.

Chciałabym zostać dłużej, jednak czas ruszać dalej. Idę obejrzeć centrum, poszukać jakiejś knajpki, sklepu. I co znajduję? Nic. Idąc głównym "deptakiem", nie ma kompletnie nic. Ale nic. Widok jak na dzikim zachodzie, droga jest cała w piachu, który co chwila jest podbijany przez pędzące marszrutki. Wszystko zamknięte, nie ma żywej duszy.

W końcu udaje mi się znaleźć sklep w którym też nic nie ma. Kupuję kawałek żółtego sera i bochenek chleba. Gdy proszę o wodę Pani patrzy na mnie jak na kosmitę, wody w butelkach nie mają, nie sprzedają. Łapię jeszcze loda, bo podobno w Rosji są najlepsze, a ze względu na dotychczasowe temperatury nie miałam okazji spróbować. I to jest prawda, lód jest obłędny! Wprawdzie mam małe wątpliwości, czy w gratisie nie dostanę salmonelli ale raz się żyje.

Z siatą w ręku, wracam do mojego domku. Mam jeszcze chwilę do kolacji, więc siadam na ganku, czytam książkę. Przychodzi do mnie piesek, kładzie głowę na kolanach, głaszczę go, czytam. Błogo.

Gdy nadchodzi czas kolacji, jestem już straszliwie głodna. Widziałam, że dzisiaj ma być zupa, sałatka warzywna oraz ryż z mięsem i warzywami. Cieszę się bardzo na myśl o lekkim jedzeniu, z furą warzywek. Okazuje się, że dania wyglądają trochę inaczej, niż w mojej wyobraźni. Otrzymuję taki posiłek.

No paskudne to było. Pielmieni mrożone, podane w wodzie z magi. O ryżu i sałatce nie wspomnę. Trudno, nie mam wyboru, nie mam innego jedzenia, ani szans żeby jakiekolwiek kupić. Wcinam.

Chwilę jeszcze siedzę przy stole. Witam się z trzema chłopakami, którzy wynajmują domek obok. Są młodziutcy, to grupa znajomych - Francuzów, studiujących na Erasmusie w Sankt Petersburgu. Akurat mają ferie i postanowili zwiedzić Rosję. Okazuje się, że jutro wybierają się na tę samą wycieczkę co ja.

Po jedzeniu idę do swojego domku. Jest czyściutko. Bałam się, czy nie będzie w nim za zimno, jednak kaloryfer super grzeje. Jedyny minus to wspólna łazienka na zewnątrz. Zmęczona, padam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz