Po godzinie drzemki ruszam coś zjeść. Udało mi się wyszukać knajpę, którą będę mijała w drodze do kolejnych klasztorów. Knajpa jest mocno podrzędna - takie lubię najbardziej, zamawiam coś, nie wiadomo do końca co. Mało kosztuje, jest dużo warzyw, jakieś mięso, kopa ryżu. Bardzo dobre. Mistrzem mapy nie jestem, więc okazuje się, że knajpka była całkowicie w przeciwną stronę, niż mój kierunek zwiedzania, co kurczę boli biorąc pod uwagę, że mam w nogach już 10 km i obcierające buty.
Idę na plac centralny oglądam słynne pomniki, narodowego bohatera Mongolii - Suhebaatora oraz założyciela mongolskiego imperium - Czyngis-chana.
Postanawiam wejść do Muzeum Narodowego Mongolii. Wejście kosztuje 10 000 MNT, czyli ok. 15 zł. Wiecie, ja nie jestem jakąś szaloną fanką muzeów, raczej szybko przez nie przebiegam ale absolutnie polecam wstąpić i obejrzeć.
Dalej idę do świątyni Choijin Lama, to strasznie ciekawe miejsce pod kątem lokalizacji. Między wysokimi biurowcami, w środku znajduje się świątynia. Okazuje się, że świątynia jest otwarta do 16:30, a na zegarku wybiła 17:20. Trochę się wkurzam, w nogach mam 15 km i po prostu jestem zmęczona. Do tego samo Ułan Bator nie wzbudza ciepłych uczuć. Miasto wygląda jak wielkie slumsy, po środku których zostało wybudowane kilka wieżowców. Jest zakurzone, brudne, dzielnica w której mieszkam, to chyba jedna z gorszych, ludzie których spotykam bardziej budzą niepokój, niż ciepłe uczucia.
Wybieram knajpę, która wygląda dość europejsko, muszę na chwilę usiąść, odpocząć od folkloru, złapać dobre nastawienie.
Po pół godziny ruszam dalej, tym razem obejrzeć Zimowy Pałac Bogd Khana, czyli ostatniego chana Mongolii. Po drodze mijam przepiękne posągi, nie mogę teraz nigdzie znaleźć tej informacji ale wydaje mi się, że czytałam (albo to moja wyobraźnia), że przedstawiają one drogę ludzi z pustyni Gobi do Ułan Bator w którym chcieli się osiedlić.
Dochodzę do pałacu i okazuje się, że jest zamknięty - cholera! Polecam sprawdzać na google godziny otwarcia obiektów.
Idąc ok. 2 km dalej można dojść pomnika Zaisan, jest to pomnik wybudowany przez sowietów dla uczczenia nieznanych, poległych żołnierzy. Pomnik mieści się na wzgórzu z pięknym widokiem na Ułan Bator. Jeszcze kawałeczek dalej znajdziecie Budda Park, który w rzeczywistości parkiem nie jest, jednak stoi tam imponująca 16 metrowy pomnik Sakyamuni. Miałam zamiar tam pójść ale robi się późno, a nie chcę zostać na ulicy po zmroku, do tego jestem przemarznięta i wykończona, w nogach mam 19 km - wracam do hostelu.
Po drodze kupuję pamiątki i o 20 ląduję w hostelu, mając w nogach 23 km.
Ułan Bator nie powaliło mnie na kolana, nawet bardziej drażniło niż cieszyło. Jest to dziwne miasto, miasto wybudowane na pustyni, z ludźmi których będąc tam oceniłam jako tych „co dopiero z tej pustyni wyszli”. Wtedy była, to moja złośliwość ale tak właśnie jest, coraz więcej Mongołów porzuca koczowniczy tryb życia, przenosząc się do miasta, które podobno bardzo prężnie się rozwija. Nie jest to też miasto w którym czuję się super bezpiecznie.
Mówi się, że Ułan Bator jest raczej punktem startowym do innych atrakcji i że jeden dzień spokojnie wystarczy na zobaczenie miasta. Nie zgadzam się, najlepiej byłoby zaplanować dwa dni na intensywne zwiedzanie, a później skorzystać z fajnej wycieczki, np. spędzić kilka dni na pustyni mieszkając jurcie albo pojechać do Karakorum. Niestety nie było mi dane, wtedy chciałam jak najszybciej uciekać z tego miasta, dzisiaj żałuję, że tak mało zobaczyłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz