No dobra miałam dzisiaj dać od siebie odpocząć i nie chwalić się jakąś marną piątką no ale cóż gdy przyszedł do mnie rekordzik na 10km trudno się nie pochwalić.
Wychodząc założyłam sobie min. 5km, nastawiając się na jakieś 6. Początki były ciężkie więc uznałam, że nie będę się dzisiaj bardzo męczyć tylko zrobię to w mój ulubiony sposób czyli 1km biegu i 1 min marszu i tak w kółko. Zaczęło robić się przyjemnie. Gdy na liczniku miałam już 7km uznałam, że dobiegam do 1h, bo coś czułam że rekord na 1h jest bardzo blisko. Gdy 1h minęła zostało mi już tylko 1,75km do 10km i też z potencjałem na rekordzik więc szkoda było nie skorzystać. I tak o poprawiłam poprzedni wynik o 2m:07s.
Aha i to co mnie strasznie cieszy, to wyrównywanie czasów na poszczególnych kilometrach. Jeszcze nie jest idealnie ale dużo lepiej niż wcześniej.
P.S. Na 7km oczywiście zaczęło mi burczeć w brzuchu, a na 8km zaczęła boleć kostka. To już tradycja!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz