Etykiety

sobota, 31 stycznia 2015

X Bieg Wedla


Jakoś nie byłam najlepiej nastawiona do tego biegu. Może dlatego, że nikt znajomy nie startował, a może bo pakiet taki ubogi, a może bo dzień wcześniej wypiłam o jedną lampkę wina za dużo, którą mocno czułam rano. ;)

W każdym razie wstałam, zebrałam się i pojechałam. Oczywiście po drodze zgubiłam się bo jak inaczej gdy już w końcu dojechałam okazało się, że parkingu nie ma, każdy stawał jak leciało, byle gdzie, na trawnikach co więcej było tyle błota, że co drugi samochód się zakopywał. Ja moją terenową kaczką zrobiłam ciach-ciach i bez problemu wjechałam zastanawiając się tylko czy jak wrócę będzie czekał na mnie mandat czy nie.

Chwilę się pokręciłam, trochę rozgrzałam i ruszyło. Przed biegiem postawiłam sobie minimum - poniżej 7min/km po cichutko, nieśmiało, marząc o 6:45min/km. No dobra ruszyło. Pierwszy kilometr jak zawsze z tłumem szybki 6:22min/km myślę sobie kurcze za szybko padnę przed końcem ale potem uznałam jak padnę, to padnę najwyżej będę miała końcówkę wolniejszą, a może uda się w miarę utrzymać. Drugi kilometr - 6:34, trzeci - 6:21. Było strasznie ciężko ale szło dobrze. Po trzecim kilometrze już wiedziałam, że zaraz będę musiała zapłacić za takie przyspieszenie i tak się rzeczywiście stało. Czwarty kilometr - 7:00, potraktowałam go jako odpoczynkowy i zbierający siły na finisz. :) Piąty kilometr - 6:40, i ostatnie pół kilometra 6:28min/km, hehe myknęłam dwie osoby z 5 metrów przed metą. :)

Całość 6:35min/km - wow!!! Jest rekord!

Co do samego biegu, w sumie fajnie. Niestety pół kółka trzeba było patrzeć pod nogi, bo dziury w asfalcie jak jasna cholera, kolejne pół kółka można było biec w miarę bezpiecznie i tak 3 razy. Sam finisz to masakra kila metrów po ogromnym błocie, jestem w szoku że nikt się tam nie wywalił ani nie skręcił kostki.

Po dobiegnięciu do mety medale, torebeczka ze słodyczami Wedla, dyplom i gorąca czekolada. Wypiłam, poszłam po kawusię, a potem do samochodu żeby zostawić kilka rzeczy, założyć ciepłą bluzę i jeszcze trochę się pokręcić. Zjadłam tzw. posiłek regeneracyjny, czyli grochówę z bułą, potem herbata, pokibicowałam chwilę tym co biegli na 10km i wróciłam. Całe szczęście bo właśnie straż miejska zaczęła rozdawać mandaty. Myknęłam cichaczem kaczką i w sumie tyle przygód z dzisiaj.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz