To miał być wspaniały dzień. Kino, restauracja i świętowanie mojego ostatniego dnia na bezrobociu, a jednocześnie nowej pracy. Cieszyłam się jak głupia, niestety jak to często bywa okazało się że nic z tego. Nie poddałam się i postanowiłam tak czy siak zrobić sobie super dzień, zaczęłam od Łazienek.
Jejku jak ja tam dawno nie byłam (tzn. byłam ostatnio ale przelotnie jak było ciemno więc się nie liczy). W każdym razie 13/01 jest bieg On the run PGE, wczoraj pokazała się trasa więc poszłam sprawdzić czy nie ma żadnych strasznych podbiegów, itp., itd. W ten sposób zrobiłam sobie 5km, chciałam napisać, że miłe ale przyznam, że się mocno umęczyłam nie wiem dlaczego ostatnio męczy mnie tak ten dystans w szczególności, że łykałam go już na gładko. Z drugiej strony zwiększam szybkość, to może odpowiedź. A więc pobiegałam sobie po Łazienkach, było przepięknie cudne słońce, śnieg, mnóóóóóóstwo ludzi, biegaczy od cholery w którymś momencie zrezygnowałam z pozdrawiania bo nic innego bym nie robiła. Potem chwilkę pospacerowałam i wróciłam do auta gdy zaczęło mnie telepać.
Nigdy nie rozumiałam ludzi, którzy "jadą pobiegać". Teraz rozumiem i na pewno będę to robiła częściej!
Po biegu przyszedł czas na nagrodę i pojechałam do (myślę, że mogę w tym momencie śmiało tak powiedzieć) mojej ulubionej knajpy w Warszawie, czyli Parnika. Zamówiłam sobie dim sumy z wieprzowiną i krewetkami i drugą opcję z serem i szpinakiem do tego algi i objadłam się jak głupia. Pyyyyycchhhaaaaa!!! Uwielbiam!
A więc takie przyjemności sobie zafundowałam, polecam każdemu!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz