Etykiety

niedziela, 2 maja 2021

KOLEJ TRANSSYBERYJSKA | Moskwa dzień 3

Kolejnego dnia wstaję wcześniej. Jest to nie lada wyzwania biorąc pod uwagę nocne wyczyny SamiWiecieKogo. Wstaję i biegnę do sklepu, żeby kupić coś na śniadanie. Marzy mi się jajeczniczka na masełku, do tego pomidorek. Lecę, kupuję, wracam. Na patelenkę ciach masełko, ciach jajeczko... No nie ciach, bo jajko okazuje się ugotowane na twardo. Ej, spotkaliście się kiedyś, żeby w sklepie sprzedawali jajka na twardo? No ja nie. W każdym razie Chińczycy siedzący w kuchni patrzą na mnie z zadziwieniem, co ja tam robię. Oni chyba wiedzą, że to jajko to na twardo, a ja czuję się jak kretynka. Żeby nie stracić twarzy przed Chińczykami do końca udaję, że tak właśnie miało być. Polewam chleb roztopionym masłem, kładę na to ser i ciach na patelenkę - honor uratowany, Chinole tracą zainteresowanie. 

Dzisiaj ruszam na zwiedzanie Zbrojowni. Wiem już co i jak więc dziarsko idę znów do ogrodów Aleksandrowskich. Dodatkowo wyczytałam wczoraj, że wpuszczają o: 10, 12, 14:30 i 16:30, chcę wycelować w 12, planowałam w 10 ale coś nie mogłam się zebrać. Podobno kupić bilet i dostać się do Zbrojowni nie jest tak łatwo. Codziennie wpuszczają tam tylko ograniczoną liczbę osób i trzeba ustawić się odpowiednio wcześniej w kolejce po bilety aby udało się wejść. Pani wystawia tabliczkę, że kolejna sesja o 11, kupuję bilet za 1000 rubli. W związku z tym, że została mi jeszcze chwila do 11, idę do wejścia, żeby upewnić się że to tu. Okazuje się, że nie muszę czekać do 11 - mogę wchodzić. Na wejściu prześwietlają mi plecak, pytają czy ma nóż, nie mam, idę dalej.

No dobra, jeśli potrzebujecie listy co koniecznie zobaczyć w Moskwie - to jest to. Oczywiście włażę nie po kolei, zamiast zacząć od sali numer 1, zaczynam od 7 i dostaję to co najlepsze od samego początku. Wchodzę do sali z pięknymi sukniami, potem z obłędnymi koronami. No nie będę więcej zdradzać, łażę tam z rozdziawianą gębą z 2h, wszystko jest niesamowite.

Po wyjściu ze Zbrojowni, ruszam ulicą Stoleshnikov Lane, która jest cała obwieszona pięknymi, zwisającymi lampami. Obłędnie to wygląda. 

Szukam Soboru Kazańskiej Ikony Matki Bożej, jednak wcześniej trafiam do małego kościółka. Zawsze wchodząc do kościołów aby zwiedzać czuję się trochę nieswojo ale tutaj ubóstwiam podglądać ludzi. Jak zamaszyście wykonując znak krzyża, kłaniają się do samej ziemi. Podglądam z ogromną przyjemnością. Koniec, końców nie wiem czy udało mi się odnaleźć Sobór, którego szukała, idę dalej w kierunku placu Teatralnego.

Robię sobie krótką przerwę, żeby rozgrzać się soljanką ale nie jest tak pyszna, jak ta którą jadłam w Suwałkach. Dopytuję obsługę gdzie mogę kupić kawior, bo przecież balet już dzisiaj wieczorem, a jeszcze w żadnym sklepie nie widziałam. Nagle przy moim stoliku znajdują się 4 osoby i wszyscy debatują, gdzie najlepiej po ten kawior. Ja oczywiście spłoszona, no bo nie chciałam robić problemów. W końcu kelnerka bierze mój telefon, wpisuje adres - idę.

Idę do tego sklepu, to jakieś całkiem drogie delikatesy no ale dobra, już nie będę łaziła i szukała - szkoda czasu. Znajduję słoiczek kawioru za 500 rubli, biorę. Nie jednak nie biorę bo lodówka jest zamknięta na kłódkę. Pokazuję jakiejś kobiecinie, że kawior poproszę, każe mi czekać. Po chwili przychodzi z ochroniarzem. Ochroniarz skanuje mnie wzrokiem, sprawdza czy przypadkiem nie ukradnę tego złota, po czym wydobywa z sakwy tajny klucz. Idzie z kawiorem do kasy. Nie, nie daje mi go, tylko samodzielnie eskortuje do kasy. Nie wiem może mi z oczy źle patrzy. Pytam czy mają mały szampan, nie mają. Trudno, płacę i idę dalej.

Trafiam na uliczkę w której pełno jest super sklepów. Tu Gucci, tam Bentley i wychodzę prawie prosto na teatr Bolszoj. Teatr jest oczywiście niesamowity, z tą obłędną kwadrygą na górze. Do tego zaczyna sypać śnieg co dopełnia uroku. Niestety tym razem nie jest mi dane aby tutaj obejrzeć balet ale mówię sobie, że wobec tego mam po co wracać.

Kolejny kierunek to metro. Chcę przejechać cała linię nr. 5, polując na najładniejsze stacje, słyszałam że metro jest tutaj powalające. I tak jest rzeczywiście. Wysiadam na każdej stacji, każdą oglądam. Nie wszystkie powalają ale są takie, które zatykają dech. Ogromne, piękne żyrandole, mozaiki, rzeźby, witraże. Mnóstwo z nich pokazuje lud pracujący, wieś chwaloną przez Stalina. Sporo żołnierze albo po prostu ludzi z bronią, strzelbą w dłoni gotowych bronić Wielkiej Rosyi. Często można też spotkać pomnik lub popiersie Lenina. Wycieczka metrem, to trochę jak odwiedzanie kolejnego muzeum.

Wymęczona okrutnie wracam do hostelu, tym razem inną drogą, wychodzę z metra prosto na przepiękną cerkiew Chrystusa Zbawiciela. O maj Gad, obłędna! Ale to nie dzisiaj, teraz musze już wracać.

Plan jest taki. Krótkie spanie. Potem idę się wystroić. Dalej robię sobie przystaweczkę z kawioru i kieliszka koniaku, który kupiłam w zastępstwie za szampana. Później idę na kolację do pobliskiej knajpki na pielmieni, a na deser balet.

Zasypiam i budzę się godzinę przed spektaklem. Narzucam na siebie szybko koszulę i biegnę spóźniona do teatru. Na szczęście udaje mi się zdążyć, nawet z całkiem przyzwoitym zapasem. No to wszystko jest obłędne. Samo wejście na Kreml wieczorem już buduje atmosferę.

Spektakl trwa 2,5h. Balet, orkiestra. No cudowne, obłędne, tyle mogę powiedzieć.

Wychodzę mega głodna. Idę do sklepu do którego trafiłam dzisiaj w trakcie dnia. Było tam stoisko z garmażerka ale też coś w stylu baru sałatkowego. Marzy mi się fura warzyw, już zacieram ręce z myślą o wieczornej uczcie. Niestety jest już po 22 i po jedzeniu zostały tylko smętne resztki. 

Wracam do hostelu, z nadzieją zaglądam jeszcze do restauracji z pielmieni ale niestety kuchnia jest już zamknięta. Robię sobie kanapkę z kawiorem. 

Wchodzę do pokoju. Moja ulubiona współlokatorka już jest. Chwilę z nią rozmawiam, daję jej paczuszkę krówek (zabrałam kilka mini paczek ze sobą), że taki prezent z Polski, żeby ją przekupić i w końcu się wyspać. Gadamy sobie, okazuje się, że od jakiegoś czasu mieszka w tym hostelu, jest Rosjanką i pracuje w Moskwie jako tłumacz. Miło, milutko, buziaki, ściski jestem dumna ze swojego taktycznego posunięcia. W duszy podskakuję z radości na myśl o przespanej nocy.

Pojebana wraca do pokoju ok. 2 w nocy i zapala światło. O 3 wpieprza krówki (nie wiem czy wspominałam ale zapakowałam je w taką przezroczystą szeleszczącą folię, jak do kwiatów i mocno zawiązałam wstążeczką, więc skubana walczy). O 3:30 gdy już nikt nie śpi upomina dziewczynę patrzącą w telefon, żeby go wyłączyła bo ona chce iść spać, a przy świetle nie potrafi zasnąć. Nie wiem skąd nagle znam rosyjski ale jestem więcej niż pewna, że odpowiedź brzmi: "spierdalaj". Chwilę przed 4 wszyscy idą spać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz