Etykiety

niedziela, 16 maja 2021

KOLEJ TRANSSYBERYJSKA | Moskwa - Irkuck dzień 5 - 7 cz. 1

To jest ten dzień! To jest ten wielki dzień. Tak jak pisałam Wam wcześniej, celem tej wycieczki była właśnie podróż samą koleją. Nie zwiedzanie, nie poznawanie różnych miejsc, a sama podróż. Okazało się trochę inaczej. Moskwa zachwyciła mnie absolutnie. Marzę, żeby tam wrócić. Z jednej strony chcę już rozpocząć kolejny etap podroży, z drugiej tak ciężko jest mi rozstać się z Moskwą. Więc ekscytacja walczy z żalem ale takim naprawdę dużym, że to już czas, że już trzeba iść dalej.

Rano jestem już przygotowana, spakowana, właściwie gotowa na dalszą drogę. Kombinuję, czy nie pójść jeszcze raz na plac Czerwony, żeby ostatni raz zobaczyć, żeby się nasycić, jednak czas tak szybko leci, że muszę zrezygnować z tego pomysłu. 

Dzień wcześniej posprawdzałam dokładnie w jaki sposób dostać się na dworzec, w które metro wsiąść. No jestem gotowa. Bo w ogóle, to ja mam taki trochę problem z wsiadaniem. Po prostu się tym w opór stresuję. Nie jest tak zawsze ale czasami jak coś mi się wkręci, no to po prostu mega stres, czy zdążę, czy dobrze pójdę, czy nie pomylę, czy w dobrą stronę. Ale to jest taki poziom stresu, że jak o tym pomyślę to wiecie przechodzi mi taki prąd od klatki piersiowej w dół, że aż drętwieją ręce i nogi, a w głowie robi się pustka. Tak jest i dziś.

Jem śniadanie, robię ostatni przepak, wymeldowuję się z hostelu - czas ruszać. Zarzucam na siebie mój ogromny plecur i uświadamiam sobie, że absolutnie nie mam siły. Po prostu nie ma bata, nie dam rady dojść z tym plecakiem do metra, mimo tego że dzieli mnie od niego niecały kilometr. Tak sobie teraz myślę, że nic dziwnego, od kilku dni non stop biegam po mieście, za dużo nie jem, do tego noce nieprzespane albo mocno rwane. No nie dam rady. 

Odpalam Ubera i zamawiam przejazd, który ma się pojawić za kilka minut. Czekam, czekam ale Uber nie przyjeżdża, zmieniają się kierowcy. Po wyjściu przed hostel nie mam już internetu więc nawet nie mam jak śledzić sytuacji, a czas mija. Po 20 minutach uznaję, że nie mogę już dłużej czekać, anuluję przejazd, muszę się zebrać i dojść do metra. Ten plecak jest naprawdę mega ciężki. Oprócz tego co zabrałam z Warszawy, doszła fura pamiątek, zapas jedzenia i picia na 3 dni. Na plecach mam ogromny plecur, z przodu mniejszy i do tego dwie siatki w rękach. Ten niecały kilometr zajął mi z 20 minut. Naprawdę myślałam, że umrę. Spocona jak mysz kościelna docieram na dworzec - Moskwa Jarosławska i to jeszcze z całkiem dużym zapasem. 

Czytałam gdzieś, że będąc na stacji muszę pójść do określonego okienka i potwierdzić, że jestem, że wsiadam do pociągu, że jadę. Na podstawie biletu kupionego przez internet, mieli mi wystawić już taki prawdziwy, taki kolejowy. Oczywiście odstałam swoje w kilku złych kolejkach, w końcu udało mi się znaleźć dobrą. Konieczność "zameldowania się" okazała się jednak mitem. Podchodzę do okienka, mówię, że dzień dobry, że ja dzisiaj ruszam, a Pani z okienka patrzy na mnie jak na idiotkę. Wiecie te Panie z okienka, to zawsze są takie surowe, jak to kiedyś w sklepach pewnie za PRLu. No w każdym razie jak na idiotkę. Jakbym podeszła do obcej osoby i powiedziała, że morsuje albo studiuję prawo. No nikogo to nie obchodzi. Próbując wyjść z twarzą z sytuacji, ściemniam że chciałam się dowiedzieć z którego peronu, itd. Zażenowana sama sobą odchodzę od okienka. 

To były ostatnie formalności, które miałam do załatwienia. Z poczuciem, że już nic więcej nie muszę załatwiać mi, czekam na mój pociąg. Najpierw na dworcu, potem na peronie. Jest, w końcu podjeżdża. Oczywiście spanikowana, szukam swojego wagonu - znajduję.

Dobra i teraz chwila przerwy. Jak ogarnąć bilet? Bilet kupujecie w necie i teraz uwaga. Jest mnóstwo pośredników ale absolutnie pośrednika nie potrzebujecie. Bilet załatwiacie na stronie: https://eng.rzd.ru/ z tego co pamiętam można je kupić maks. 2 miesiące przed podróżą, z większym wyprzedzenie nie ma możliwości. 

Gdy decydujecie się na zakup biletu, przed Wami kilka wyborów. W jakim wagonie, w jakiej klasie, czy na górze czy na dole. Szczerze, to sporo o tym czytałam, to jak z tym wsiadaniem co się stresuję, są rzeczy, w sumie to większość rzeczy, że muszę sprawdzić. Wiecie zdarza mi się przed pójściem w jakieś nowe miejsce, stawiać na mapie google człowieczka, żeby zobaczyć wcześniej jak to wygląda. Albo przed pójściem do Lidla, czytam gazetki, wiecie, żebym wiedziała na-co-zwrócić-uwagę. Jejku straszne, to jest. W każdym razie zrobiłam mega research. 

Dobra, to jeszcze raz, macie do wyboru klasy. Jest tam jakaś klasa LUX, najbardziej ekskluzywna, itd., na to nie patrzę. Jest Kupe, czyli taki klasyczny, zamykany przedział jaki znamy z PKP, dla czterech osób, z czteroma łóżkami. Jest Plackarta - cały wagon jest otwarty i mieści 53 miejsca leżące, oczywiście jest to najtańsza opcja.

Wybrałam Plackarte, kasa tutaj nie miała dla mnie znaczenia, ważniejsze były dwie inne kwestie. Po pierwsze primo ultimo - wiadomka, folklor. No w którym z tych przedziałów mogłabym najwięcej poznać, zobaczyć. Raczej, że nie lux. Za bilet zapłaciłam 400zł.

Po drugie primo ultimo - bezpieczeństwo. Kiedyś wydawało mi się, że jestem niezniszczalna, że nic złego mnie nie spotka. Nawet nie widziałam żadnych takich wiecie realnych zagrożeń. No, aż do czasu mojej przygody w Nepalu, gdzie prawie narobiłam w gacie. Serio, minęło już tyle czasu, a ja ciągle boję się tamtej akcji i w ogóle uważam, że miałam mega szczęście, że skończyło się, jak się skończyło. Co więcej, że mogło się wydarzyć niewiele, żeby ta historia zakończyła się inaczej. Nieważne, dlatego bezpieczeństwo. Jadę sama, gdybym wybrała zamykana przedział z 3 obcymi osobami, wydaje mi się, że w takiej sytuacji ryzyko, że coś wydarzy jest dużo większe, niż gdy jestem w otwartym wagonie w którym jest 53 osób. Tak wybieram. 

Drugi wybór, to którą pryczę wybrać. Ogólnie konstrukcja jest taka, że w tym otwartym wagonie są takie powiedzmy boksy. Po lewej stronie są cztery lóżka, dwa na górze, dwa na dole. Po prawej są dwa, jedno na górze, jedno na dole. Te po prawej dają chyba trochę więcej prywatności, jest tam zakątek w którym można się schować. Te po prawej są tańsze, w szczególności miejsce na górze. Tutaj już wiem, że wolę te po lewej.

Trzecia rozkmina, czy na górze, czy na dole. Z jednej strony gdy jesteś na dole, to codziennie dosiadają się do Ciebie, Ci którzy schodzą z góry. Z drugiej strony, mimo walk z moim Bratem w dzieciństwie kto będzie spał na górze na łóżku piętrowym, chyba jednak wolę dół. No i do tego dochodzi cudowna historia, jak byliśmy z Bratem i Tatą, chyba w Tunezji, to mieliśmy tam łóżko piętrowe. W ogóle to było fajne, bo wszystkie dzieciaki wracały już do szkoły we wrześniu, a Tata zabrał nas jeszcze na wycieczkę. W każdym razie po latach wywalczyłam górę na łóżku piętrowym do tego w Tunezji. Oczywiście okazało się to mega niewygodne. Do tego, to nie były czasy, gdzie się jeździło do hotelu z erkondyszyn, tylko na suficie bungalowu był wiatrak, który chodził non stop, żeby jakkolwiek móc wytrzymać w gorącu. No i tutaj historia, chyba dopisuje się sama. Wchodząc na wywalczoną górę na łóżku piętrowym i po prostu przyrżnęłam łbem w rozpędzony wiatrak. Nie no, pierdołą jestem niesamowitą ja wiem, że albo mi się tam nie uda wejść na górę, albo w coś przywalę łbem, bo tysiąc mam takich historii w głowie w których oblewam wrzątkiem pasażera z dołu. Wybieram dół.

Czwarta rozkmina, w której sekcji przedziału. Przedział z dwóch stron kończy się toaletą. Więc z jednej strony fajnie mieć blisko łazienkę, z drugiej, no to są po prostu zapachy i do tego kolejki, które ustawiają się przez cały dzień koło Twojej pryczy. Z tego co pamiętam miejsca bliżej łazienki, są trochę tańsze. Wybrałam idealnie po środku przedziału.

I ostatni wybór, przodem do jazdy, czy tyłem do jazdy. Kilka lat temu, trafiłam do szpitala na ponad tydzień z zapaleniem błędnika. Zanim tam trafiłam miałam przez kilka tygodni uczucie jakbym była cały czas na łódce, do tego pijana. Kumacie, szłam do pracy i czułam się po prostu jakbym była na bani i to nie przez chwilę, tylko non stop. Nie potrafiłam trafić w swój fotel przy biurku. Od tego czasu mam mega schizę. Po prostu przeraża mnie wszystko, co może spowodować, że wydarzy to się ponownie. 

Dmuchając na zimne, przed wyjazdem poszłam do lekarza, który kazał mi brać aviomarin. Kurna serio, aviomarin? Musiałam przejść przez kilku "specjalistów" aby znaleźć tego, który w końcu potraktuje mnie po prostu serio. W końcu znalazłam, miałam leki przed wyjazdem, miałam zwiększoną dawkę jak już wsiądę do tego pociągu i jeszcze zapas czegoś mocniejszego gdyby zaczęło się dziać źle. Gdybyście mieli podobne doświadczenia albo chociaż mały epizod kręcenie się w głowie po zejściu z łódki, to polecam się mocno zabezpieczyć.

Wracając do piątej rozkminy, to słuchajcie kombinowałam w opór, żeby określić które miejsca to te żeby jechać do przodu. I szczerze, to nie pamiętam czy ta misja zakończyła się powodzeniem czy nie. Bardzo możliwe, że raz jedziesz przodem do kierunku jazdy, tyłem. Tak czy siak zniosłam, nic się z głowa nie zadziało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz